Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

329. Barańczak nieoceniony. Stanisław Barańczak „444 wiersze poetów języka angielskiego XX wieku”

O Barańczaku można by mówić długo i dużo, więc myślę, że lepiej powiedzieć krótko, acz treściwie – z jego wierszami należy się zapoznać.

328. Wymazywanie. Michał Witkowski „Wymazane”

Dużo mógłbym napisać o sympatii do Michała Witkowskiego. To, co pisze, jest dla mnie ważne z kilku powodów, więc ograniczę się może do jednej kwestii – rzeczywistość, którą opisuje, zawsze ucieka, zawsze powoli odchodzi, i właśnie obserwacja tego procesu w jego utworach z jednej strony uzależnia, a z drugiej boli – czy to w Lubiewie , gdzie widzimy, jak jeden, nowoczesny, kapitalistyczny, świat nachodzi na drugi, czy w Fynf und cfancyś , gdzie bohaterowie, wyjeżdżając z biednej Polski, handlując ciałem w zupełnie innych realiach, na bogatym zachodzie, przedstawiają miejsca i czasy, które – jak się zdaje – również przeszły do historii.

327. Między artystami. Agnieszka Stabro „Masz na imię Camille”

Długo trzeba było czekać na polską książkę, która traktowałaby o Camille Claudel – francuskiej rzeźbiarce, zmarłej w połowie poprzedniego wieku. Tego wyzwania podjęła się Agnieszka Stabro, poetka i prozaiczka, pisząc zbeletryzowaną biografię artystki, wydaną nakładem wydawnictwa MG. Masz na imię Camille to książka pod względem narracyjnym nieco naiwna, żeby nie powiedzieć, że infantylna. Owszem, Agnieszka Stabro opowiada ciekawie, rzeczywiście potrafi czytelnika uwikłać w przedstawianą opowieść, w losy artystki, jednak robi to w sposób – w moim przekonaniu – niezbyt udany. Przede wszystkim ze względu  na prowadzenie narracji w drugiej osobie liczby pojedynczej, ciągle zwracającej się do Claudel. O ile z początku taki sposób opowiadania wydaje się ciekawy i „intymny”, o tyle z czasem – po przeczytaniu większej ilości stron – męczy i zaczyna być postrzegany jako infantylny, sztuczny, nienaturalny. Rozumiem, że celem było zmniejszenie dystansu między czytającym a francuską artystką, n

326. W negatywie. Witold Kanicki „Ujemny biegun fotografii”

Szymborska w Lekturach nadobowiązkowych, recenzując jeden z podręczników naukowych, napisała, że ani nie chce, ani nie musi go czytać, a studenci choć też nie chcą, niestety muszą. Smutne, ale tak jest, gdy praca, która powinna coś objaśnić, bynajmniej nie tłumaczy, nie dostarcza wiedzy, a wyłącznie prowadzi przez zawiłe, niepojęte korytarze argumentacji i dochodzi do tylko sobie znanych wniosków. Piszę o tym nie bez powodu, bo Ujemny biegun fotografii Witolda Kanickiego, książka, po którą sięgnąłem raczej z przypadku, ze względu na piękną – naprawdę, niezwykłą! – okładkę, nie tylko objaśnia i szerzej ujmuje zjawisko negatywu, ale także intryguje – czyli przeciwnie do pozycji, którą recenzowała noblistka. Na początku należy zaznaczyć, że Ujemny biegun fotografii t o pozycja, która wypełnia pewną lukę, systematyzuje wiedzę oraz porządkuje to, co dotąd było nieuporządkowane. Nie jestem pasjonatem fotografii, a już osobą, która badałaby zjawiska fotograficzne zwłaszcza, jednak nawet

325. Być wrażliwym. Hans Christian Andersen „Improwizator”

Piękna książka o poezji. To właściwie mógłbym powiedzieć, mówiąc o Improwizatorze Andersena. Dużo? Mało? Nie wiem. Jestem jednak przekonany, że w odpowiedni sposób te słowa odzwierciedlają istotę tej książki. Nie tylko ze względu na temat, który powieść porusza (tytułowe improwizowanie, przywołaną lirykę), ale także ze względu na duże przywiązanie do wysublimowanego języka oraz specyficznego podejścia i sposobu przedstawiania. 

324. Marc Shell „Ekonomia literatury”

Ekonomia literatury to książka, która, jak mi się wydaje, może nieco zmienić nasze podejście do pewnych kwestii. Wynika to z tego, że pozwala głębiej spojrzeć na niektóre zjawiska, związane na przykład z literaturą, wyprowadzając czytelnika na inną perspektywę poznawczą. Marc Shell, proponując tezę, jakoby ekonomia stała u podstaw naszego spojrzenia i naszej percepcji, a w rezultacie i literatury oraz kultury, zaczyna argumentację od starożytnych Greków, ukazując relację między tym działem rzeczywistości a nie tyle pojedynczym dziełem, ile szerszą strukturą społeczno-filozoficzno-kulturową, mocno uwikłaną w pojawienie się nowego, rewolucyjnego medium – monety. Właśnie jej, a konkretnie zmianom, które zapoczątkowała, a także odbiciu czy też odzwierciedleniu w dziełach literackich, poświęca niemało uwagi, naprawdę precyzyjnie analizując i interpretując związane z nią obszary. Skupia się bowiem nie tylko na mniej lub bardziej znaczących związkach czy więziach, ale również na luźniejs

323. Janina Lesiak „O grzybach, rybach, kobietach i sensie życia – czyli rozmówki z Alusiem Curunią”

Z prozą Janiny Lesiak miałem już przyjemność. Dobrawa pisze CV, książka czytana przeze mnie na początku tego roku, skupiała się na kobiecie, Dobrawie, przedstawianej nie tylko w kontekście historyczno-dziejowym, ale przede wszystkim – o czym pisałem także w recenzji – na podstawie cech czy postaw, jakże mocno sprężonych z płcią, szeroko rozumianą kobiecością. Obraz, który we wspomnianej pozycji kreśli autorka, był dla mnie na tyle wyrazisty, charakterystyczny, że wieść, że w nowej książce portretowany będzie mężczyzna, była dla mnie równoznaczna z koniecznością lektury.  O grzybach, rybach, kobietach i sensie życia – czyli rozmówki z Alusiem Curunią to opowieść o mężczyźnie, który – jak pięknie pisze wydawnictwo – jest na „nie”: nie czyta, nie posiada wykształcenia, nie pracuje, nie walczy z nałogami, nie oczekuje od życia dużo. Jednak mimo to ma całkiem wiele – spokój, naturę, czas, przyrodę, opanowanie i to, o czym można zapomnieć, tkwiąc w miejsko-korporacyjnej rzeczywistości,

322. Kara Thomas „Mroczne zakamarki”

Mroczne zakamarki to powieść z wielkimi możliwościami, z dużym kapitałem wstępnym. I choć wszystko, co początkowo zachwyca, intryguje, z czasem się rozmywa, rozlewa, ze względu na nieumiejętne prowadzenie fabuły, niewystępowanie żaru, który by podsycał napięcie, książkę Kary Thomas czyta się raczej dobrze. Tessa, niechętnie wróciwszy do rodzinnej, niedużej miejscowości, Fayette, ponownie zostaje postawiona przed pytaniami i zdarzeniami z dzieciństwa, przed którymi przez lata próbowała uciekać. Doświadczenia, związane z morderstwem przyjaciółki, a następnie ze śledztwem i wpływem na decyzje sądu, nigdy nie wydawały się jej jasne, przejrzyste, a teraz, po powrocie na naznaczone tymi wydarzeniami miejsca, stają się jeszcze bardziej kłopotliwe i głośne – zwłaszcza ze względu na ponawiający się tok zdarzeń. W mieście ginie bowiem kolejna dziewczyna, a pytania o odpowiedzialnego za tę śmierć rodzą kolejne – o dawne morderstwa. Mroczne zakamarki to nieumiejętnie poprowadzona opowieść o

321. Michał Gołkowski „Komornik. Rewers”

Tak jak nie przepadam za fantastyką, tak uwielbiam książki Gołkowskiego. To niebywałe, ale cała ta opowieść, którą proponuje kolejna część Komornika, choć w pewnym stopniu wymija się z moimi czytelniczymi preferencjami, absolutnie mnie urzeka i intryguje – uniwersum wykreowanego świata, językiem, poczuciem humoru, sposobem obrazowania... no, wszystkim. Michał Gołkowski to niezwykle sprawny pod względem warsztatu pisarz, tworzący zupełnie nieprzeciętnie i oryginalnie. Apokalipsa, ta straszna, pisana dużą literą, strasząca i budząca przerażenie od wieków, krzycząca na grzesznych ludzi ze świętych ksiąg, nie wyszła. Po prostu. Nie udała się, nie wybrzmiała, nie dokonało się to, co dokonać się miało. Co teraz? Nic. Właśnie nic. Dobro i Zło jeszcze mocniej rywalizują ze sobą, a pozycja Góry, zwłaszcza jej niezachwiany autorytet oraz dominacja, jest zagrożona.  W tym świecie, na poły nieżywym, zgładzonym, na poły trwającym, ocalonym, przetrwanie okazuje się nie lada wyzwaniem, zwłaszcza d

320. Johanna Mo „Tak sobie wyobrażałam śmierć”

Nie tak sobie wyobrażałem śmierć. Oczywiście tę, o której mowa w tytule recenzowanej książki. Nie tak, inaczej. Zupełnie. Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem rozczarowany, niezadowolony z tego, że poświęciłem trochę czasu tej pozycji, jednak musiałbym skłamać, mówiąc, że polecam ten kryminał. Helena Mobacke, policjantka, wraca do pracy po długiej przerwie, spowodowanej tragedią rodzinną. Bohaterka, wciąż zmagając się z traumą, którą ów wydarzenie wywołało, mimo dawnego zaangażowania w dochodzenia oraz wysokiej pozycji zawodowej, nie do końca radzi sobie z zadaniami, które ponownie stawia przed nią zawód w policji. Walcząc z wewnętrznym załamaniem i głosami przeszłości, wyjaśnia sprawę wtrącenia pod metro młodego chłopaka, którego śmierć niesie ze sobą nie tylko chaos w mieście, ale także kolejne morderstwa. Tak sobie wyobrażałam śmierć to książka typowa dla swojego gatunku. Niestety, niepoprawnie typowa. Wszystko, co się dzieje, realizuje się podług scenariusza czy planu, kt

319. Ołeksij Czupa „Dziesięć słów o ojczyźnie”

Problemem Dziesięciu słów o ojczyźnie jest budowanie prawdziwego obrazu na zupełnie nierealnym fundamencie, oderwanej od rzeczywistości podstawie. To frapujące, ale tak w istocie jest. Narracja snuta przez autora kieruje się w stronę aktualnego portretu zarówno – powiedzmy – konkretnego ukraińskiego problemu, jak i pewnych wyobrażeń, krocząc po drodze zupełnie dalekiej od tego, co możliwe. Bo wszystko, co opowiedziane, choć sili się na to, by brzmieć wiarygodnie, obraca się w przerysowaną historię, niekoniecznie zakończoną wnioskiem czy morałem. Ołeksij Czupa napisał powieść jak najbardziej na czasie. I nie tylko ze względu na to, że dotyczy wyzwań, przed którymi stoi współczesna Ukraina, ale także dlatego, że porusza temat emigracji i wszystkiego tego, co związane z ojczyzną. Samo pojęcie ojczyzny, rozumiane tutaj naprawdę szeroko, zdaje się słowo-kluczem, przewijającym się na kilku płaszczyznach: konkretnego znaczenia, tożsamości, wyobrażenia oraz pochodzenia. Wszystkie te perspe

318. Maurice Maeterlinck „Życie pszczół”

Doceniam zauważalną popularność książek dotyczących natury. Nie da się ukryć, że półki w księgarniach, za sprawą kilku znaczących premier, zapełniają się tego rodzaju wydawnictwami, serwując tym czytelnikom opowieści o świecie, który, choć dobrze znamy, okazuje się równie niezwykły, niejednoznaczny i enigmatyczny, co nasz, ludzki. Wśród tego typu pozycji istotną rolę odgrywają dla mnie te autorstwa Maeterlincka, noblisty, ponieważ proponują fascynującą wyprawę w świat roślin lub zwierząt, przynoszącą refleksję nie tylko nad badanym zjawiskiem czy życiem, ale także nad nami – naszą istotą i rolą.   Inteligencja roślin , poprzednia książka tego autora, także wydana nakładem MG, zabierała czytelnika między innymi w świat kwiatów, przedstawiając narrację o tytułowej inteligencji, o prawach, które determinują życie roślin, o przyzwyczajeniach i metodach, które pozwalają na bezpieczne istnienie i przystosowywanie się do zewnętrznych warunków. Lektura Życia pszczół , podobnie jak wspom

317. Julian Hardy „Jazda na rydwanie”

Z naprawdę dużą przyjemnością zasiadłem do lektury Jazdy na rydwanie . Wynikało to zapewne z pokaźnych rozmiarów tej książki, liczącej – przy dość dużym formacie – aż 550 stron. Prędko się jednak okazało, że powieść nie do końca mi odpowiada, co sprawiło, że czas czytania był proporcjonalny do długości samej powieści.  Myślę, że należałoby powiedzieć to na początku, by wyciągnąć karty na stół, demaskując główny mankament tej książki: widoczny jest brak redaktora. Takiego, który powiedziałby, co jest złe lub niepotrzebne, co sprawia, że czytanie może nastręczać trudności, zniechęcających lub nudzących czytelnika. Nie da się ukryć, że Julian Hardy prezentuje odbiorcy dużo. Właściwie – za dużo. Jego opowieść to szeroka historia, płynąca nie tyle pokaźnym, dużym korytem, ile zupełnie poza formą, rozlewająca się niekontrolowanie poza właściwą sobie przestrzeń. Ta metafora w moim przekonaniu dość dobrze obrazuje to, co ciąży Jeździe na rydwanie – nadmiar i niepanowanie nad sytuacją. P

316. Michał Piedziewicz „Dakota”

Z pewną goryczą przychodzi mi pisać ten tekst. Dakota domyka bowiem trylogię o losach bohaterów z Gdynią w tle, znanych z poprzednich części – Dżokera i Domina . Tym razem, zupełnie niespodziewanie, przynajmniej dla mnie, przenosimy się aż do współczesności, śledząc dzieje najmłodszych postaci, m.in. wnuków Łucji, głównej bohaterki pierwszej części. Dakota to powieść, podobnie jak inne, stanowiące finał ulubionych serii, którą czyta się z wyraźnym smutkiem i nostalgią, a także w specyficznym podejściu, wyrażonym swobodą w poruszaniu się po literackiej rzeczywistości. Wynika to najpewniej z jej znajomości, przyzwyczajenia do poszczególnych bohaterów,  wizji fikcyjnego świata oraz języka, którym posługuje się autor, ale także z klarowności obrazu, który zostaje przedstawiony. Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że coś się zmieniło – zwłaszcza na poziomie języka. Choć książka utrzymuje stylistykę czy też konwencje poprzednich, nieśpiesznych pod względem akcji, raczej opowiadanych

315. Sabaa Tabir „Ember in the Ashes. Pochodnia w mroku”

Miłe złego początki, lecz koniec żałosny , chciałoby się powiedzieć w kontekście książki Ember in the Ashes. Pochodnia w mroku . Nie sposób nie zauważyć, że kontynuacja popularnej serii, niestety, zawodzi. Szeregiem rzeczy, którym zachwycała z początku – w pierwszym tomie sagi. Elias i Laia, uciekinierzy, mają przed sobą niełatwe wyzwanie: dobro Imperium. Uciekając przed wyszkolonymi, sprawdzonymi żołnierzami oraz stawiając czoła nadprzyrodzonym siłom, muszą liczyć wyłącznie na siebie.  Różnymi sposobami można dynamizować powieść, potęgując tym napięcie, które występuje między czytelnikiem a przedstawianą historią. Sabaa Tabir tym razem stawia na jedno – na dialog. Cała ta książka, co stanowi jej niemały mankament, została podporządkowana właśnie dialogowi, co sprawia, że na rzecz prędkiego tempa, ciągłego przechodzenia z sytuacji w sytuację, autorka odchodzi od budowania nastroju, klimatu i uposażania wykreowanego świata, pozbawiając tym powieść rysu realności, prawa do istnienia

314. red. Dorota Majka-Rostek, Ewa Banaszak, Robert Florkowski, Paweł Czajkowski „Trickster. Społeczno-kulturowe konteksty doświadczania ciała”

Trickster. Społeczno-kulturowe konteksty doświadczania ciała to książka o ciele i o tym, co z nim związane. Autorzy poszczególnych prac, wchodzących w skład recenzowanej pozycji, przyglądają się naszej fizyczności z wielu – naprawdę wielu – stron, tworząc szeroką perspektywę poznawczą: bo i o ciele w kontekście jego percepcji, i w aspektach filologicznych, językowych, i kulturowych, zarówno w odniesieniu jednostkowym, jak i zbiorowym – np. danych kultur czy społeczności. To praca, której czytanie związane może być nie tylko z akademią, ale także z codziennym użytkiem. Teksty, które stanowią zawartość wydawnictwa pod redakcją m.in. Doroty Majek-Rostek, skoncentrowane są na ciele, zwłaszcza w odniesieniu do tytułowych kontekstów. To, co stanowi obiekt zainteresowań badaczy, to ciało umiejscowione w centrum różnych dziedzin czy metodologii, poddane refleksji, interpretacji i analizie, opierającej się przede wszystkim na relacji – z innymi ciałami, osadzonymi np. w innych kulturach, e

313. Maciej Duda „Dogmat płci. Polska wojna z gender”

Dogmat płci. Polska wojna z gender wprawiło mnie w nie lada problem. Dziwnie się czułem, czytając książkę naukową, o charakterze jak najbardziej akademickim, wzbudzającą we mnie salwy śmiechu. Dosłownie. Bo to, jak niektórzy, nie wiedząc (i nie chcąc wiedzieć), czym jest gender, reagowali na gender, powołując się na pseudonauki, podporządkowane konkretnym ideologiom, mogło spowodować wyłącznie dwie reakcje – w tym śmiech. Druga, niestety, wyrażona w wyraźnym rozczarowaniu, realizującym się blisko gniewu, pojawiła się także, zasadniczo determinując i postrzeganie pewnych kręgów społecznych, i postaw.  Maciej Duda podjął się pracy niemal tytanicznej, gdyż związanej ze zebraniem i opracowaniem ogromnej ilości materiału – mniej lub bardziej rzetelnego – który powstawał kilka lat temu w związku z gorącym wówczas tematem gender – lub, jak to niektórzy lubią określać, ideologią gender . W swojej książce skrupulatnie przytacza szereg wypowiedzi, artykułów, wywiadów, książek, prac i słów,

Archiwizuj

Pokaż więcej