Przejdź do głównej zawartości

323. Janina Lesiak „O grzybach, rybach, kobietach i sensie życia – czyli rozmówki z Alusiem Curunią”

Z prozą Janiny Lesiak miałem już przyjemność. Dobrawa pisze CV, książka czytana przeze mnie na początku tego roku, skupiała się na kobiecie, Dobrawie, przedstawianej nie tylko w kontekście historyczno-dziejowym, ale przede wszystkim – o czym pisałem także w recenzji – na podstawie cech czy postaw, jakże mocno sprężonych z płcią, szeroko rozumianą kobiecością. Obraz, który we wspomnianej pozycji kreśli autorka, był dla mnie na tyle wyrazisty, charakterystyczny, że wieść, że w nowej książce portretowany będzie mężczyzna, była dla mnie równoznaczna z koniecznością lektury. 

O grzybach, rybach, kobietach i sensie życia – czyli rozmówki z Alusiem Curunią to opowieść o mężczyźnie, który – jak pięknie pisze wydawnictwo – jest na „nie”: nie czyta, nie posiada wykształcenia, nie pracuje, nie walczy z nałogami, nie oczekuje od życia dużo. Jednak mimo to ma całkiem wiele – spokój, naturę, czas, przyrodę, opanowanie i to, o czym można zapomnieć, tkwiąc w miejsko-korporacyjnej rzeczywistości, czyli – krótko mówiąc – siebie dla siebie. Siedzi na pieńku, pod sklepem albo na rybach, nie myśląc dużo, wygłasza mniej lub bardziej głębsze spostrzeżenia czy uwagi, dzięki którym nie tylko on, ale i czytelnik, wsłuchawszy się w ich przekaz, może dostrzec sposób na spokój i harmonię ducha.

Dużym mankamentem tej książki jest pewna przeźroczystość poszczególnych rozdziałów, a w rezultacie całej opowieści. Aluś Curunia jest postacią być może ciekawie wymyśloną, z jakimś wyraźnym zamiarem, w jakimś konkretnym celu, ale jego literackie przedstawienie jest jakby nieudolne, mdłe, nie dość ciekawe. Czytając kolejne rozdziały, wcale nie wchodzimy głębiej w jego życie czy w wykreowaną rzeczywistość, tylko przesuwamy się w stronę wyjścia, końca książki, ani nie zapamiętując, ani nie rejestrując treści. Wynika to, jak przypuszczam, z kilku rzeczy. Po pierwsze, z wyraźnej miałkości, raczej nie przewidywalności, ale z pewnością zwyczajności, typowego podejścia do „ważnych” spraw. Tytułowy bohater to postać prosta, niezłożona, jednak prezentująca prawdy życiowe i podejście w sposób całkiem niegłupi, uwypuklony nie tyle z odkrywczości, świeżości czy przenikliwości, ile z ewidentnej prostoty oraz siły, która z tej pierwotnej mądrości bije. Nie byłoby w tym nic złego, istotnie, ale wsadzenie powszechnych (co nie znaczy, że głupich czy nieskutecznych) spostrzeżeń w usta równie przewidywalnego bohatera nie może oczarować czy urobić czytelnika nieco bardziej wyrobionego. Sam pomysł na tę książkę był najpewniej taki, by prosty, nieczytający, raczej bierny, może trochę naiwny, bohater, taki, od którego prawd o świecie i cennych uwag raczej się nie spodziewamy, zaskoczył nas, mówiąc to, co tak naprawdę wiemy, ale o czym zapominamy – być może właśnie ze względu na oczywistość. W tym wypadku taki sposób konstruowania opowieści nie wychodzi, nie udaje się, bo nie ma tego czegoś, takiego punktu zaczepienia, który byłby dla czytającego powodem do wzmożonej czujności, uwagi w śledzeniu poznawanej historii.  O grzybach, rybach, kobietach i sensie życia czyta się trochę nieobecnie, jakby tylko przez ciało, bez koncentracji, wyłącznie na zasadzie dokończenia, doczytania książki. Ma to swój powód nie tylko w miałkości tego, co opowiadane, ale też w formie fizycznego (tekstowego) podania: rozdziały są bardzo krótkie, stanowią zapiski pojedynczych wyznań czy zdarzeń z życia głównego bohatera, nie wymagają zatem regularności czy ciągłości w czytaniu. Po drugie, budowanie wizji świata czy samej opowieści na opozycjach: (a niekiedy relacji) prosty świat kontra wielkie prawdy, intelektualistka kontra zwykły, może nawet ograniczony, niezainteresowany sztuką czy filozofią człowiek, zamknięty, rządzony podług starych zasad, świat kontra wymagająca, korporacyjno-konsumpcjonistyczna rzeczywistość już dawno się zdewaluowało, nie jest na tyle, na ile być powinno, sugestywne czy interesujące.

Jest w tej książce, poza bohaterem, jeszcze coś, co jest proste, niezmącone konsumpcjonizmem i wielkomiejskim rytmem – przyroda. Ta zdaje się odgrywać tu niemałą rolę, będąc nie tylko tłem, przestrzenią, w której Aluś Curunia bytuje, ale przede wszystkim dopełnieniem, pewnego rodzaju dopowiedzeniem rzeczy, które on opowiada. Proste historie i uwagi, wygłaszane przez bohatera, zdają się odzwierciedlać miejsce, w którym żyje – pełne lasów, natury i spokoju, który dookoła panuje. Czasem kwestie, które wypowiada tytułowa postać, rzeczywiście wpadają w banał, pseudomądrą narrację prostego człowieka o skomplikowanych (choć, jak się okazuje, nie tak pogmatwanych) sprawach, ale jest w tym wszystkim szczególny rodzaj uroku, coś, co nie pozwala zarzucić czytania. Może wynika to z dość rozczulającej kreacji głównego bohatera? Może z tego, co mówi, co jest przecież tak proste, a o czym często zapominamy? Może z miejsca, w którym to wszystko się dzieje, a za którym podświadomie tęsknimy? Trudno powiedzieć. W jednym z miejsc Aluś Curunia mówi, że ludzie często opowiadają o tym, czego nie było, a poeci już szczególnie. Bohater Janiny Lesiak mówi o tym, co jest, do czego chciałoby się co jakiś czas wrócić, naprzeciw masie, którą tworzymy, i czasom, w których żyjemy.

3,5/6

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

Komentarze