Dużo mógłbym napisać o sympatii do Michała Witkowskiego. To, co pisze, jest dla mnie ważne z kilku powodów, więc ograniczę się może do jednej kwestii – rzeczywistość, którą opisuje, zawsze ucieka, zawsze powoli odchodzi, i właśnie obserwacja tego procesu w jego utworach z jednej strony uzależnia, a z drugiej boli – czy to w Lubiewie , gdzie widzimy, jak jeden, nowoczesny, kapitalistyczny, świat nachodzi na drugi, czy w Fynf und cfancyś , gdzie bohaterowie, wyjeżdżając z biednej Polski, handlując ciałem w zupełnie innych realiach, na bogatym zachodzie, przedstawiają miejsca i czasy, które – jak się zdaje – również przeszły do historii.