Przejdź do głównej zawartości

328. Wymazywanie. Michał Witkowski „Wymazane”

Dużo mógłbym napisać o sympatii do Michała Witkowskiego. To, co pisze, jest dla mnie ważne z kilku powodów, więc ograniczę się może do jednej kwestii – rzeczywistość, którą opisuje, zawsze ucieka, zawsze powoli odchodzi, i właśnie obserwacja tego procesu w jego utworach z jednej strony uzależnia, a z drugiej boli – czy to w Lubiewie, gdzie widzimy, jak jeden, nowoczesny, kapitalistyczny, świat nachodzi na drugi, czy w Fynf und cfancyś, gdzie bohaterowie, wyjeżdżając z biednej Polski, handlując ciałem w zupełnie innych realiach, na bogatym zachodzie, przedstawiają miejsca i czasy, które – jak się zdaje – również przeszły do historii.

Wymazane to miejscowość, która istnieje i nie istnieje jednocześnie. Po pierwsze, to ni miasteczko, ni wieś, coś pomiędzy – kilka bloków, jakieś Tesco, Lidl i Dino oraz parking dla tirów – znajdujące się gdzieś za Suwałkami, przy granicy z Litwą, choć przyroda i cały ekosystem zapożyczone są z Polesia. Po drugie, bohaterowie, którzy tam żyją, choć prowadzą normalne życie, takie bez ambicji czy większych pragnień, pracując tu i ówdzie, trudząc się mniej lub bardziej wymagającymi czynnościami, wydają się zupełnie osobliwi, może nie tyle przez wyjątkowość, powiedzmy, charakterów, a pewną odrębność społeczną – brak determinacji związanej z rozwojem  personalnym czy zawodowym, brak planów i dążeń. Jest jednak w tej powieści kilka postaci, które wyróżniają się, i wokół których tak naprawdę skonstruowana jest opowieść – Alexis, lokalna szycha, starsza kobieta, będąca usposobieniem i biznesu, i mafii, oraz Damian Piękny, którego nazwisko zdaje się charakteryzować go w pełni – jego zaletą, a przy tym naczelną cechą, jest to, że jest piękny. Po prostu.

Witkowski, jak zawsze, zachwyca. Tworzy niebywałą historię, podszytą tym, co u niego charakterystyczne – ukrytą nostalgią, poczuciem przemijania, odchodzenia, rozpadu oraz gorzkością. Ta ostatnia składowa jego twórczości w tym wypadku wzbiera na sile, ponieważ cała powieść utkana jest z tego, co gorzkie, niewymowne, trudne – starzenia się, śmierci, choroby, odchodzenia, wyobcowania oraz stopniowego osuwania się w nieistnienie. Autor Lubiewa pozwala sobie na refleksję na temat nie tyle samego odejścia, jako takiego, ile złożonego procesu – to wydarzenia rozpisane w czasie, kolejne elementy tego zjawiska stanowią kanwę tej opowieści. Wpisuje bowiem chorobę i jej przebieg, czyli coś, co nęcące, kolorowe czy interesujące bynajmniej nie jest, w coś, co świeci i mieni się, kusi i wzbudza zazdrość – barwny świat młodości, zabawy, towarzystwa, bogactwa, używanie życia oraz podróże. Tak, można by od razu powiedzieć, że to tandetne, dobrze znane, że to nic nowego, jednak należy podkreślić, że pisarz znajduje sposób na to, by tę sytuację zupełnie odwrócić, wyłuskać z niej to, co najlepsze. Z tego sposobu konstruowania opowieści, czyli budowania obrazu na podstawie prostych przeciwstawień i opozycji (piękna – brzydoty, starości – młodości, życia – śmierci), ustanawia konwencję, zdeterminowaną groteską – i tak dostajemy bohatera, który nazwa się Damian Piękny, który jest – jak łatwo się domyślić – młody i piękny, oraz starszą kobietę, Alexis, walczącą, choć z marnym skutkiem, z chorobą. Ich relacja, z jednej strony naprawdę poważna, bo uwypuklająca pewne elementy odchodzenia, umierania oraz tego, co przeciwne, a z drugiej groteskowa, campowa, pogłębiana jest dygresjami o konsumpcjonizmie, materializmie oraz szeroko rozumianej wolności i filozofii życia.

Wymazane na wielu polach porusza różne problemy i poważnie, realistycznie, i groteskowo, z dużym przerysowaniem oraz dystansem. To, co jako pierwsze zwraca uwagę, to obraz nas samych, naszej lokalnej, polskiej społeczności i tego, co można by nazwać polską mentalnością. Witkowski opowiada o niedużym środowisku, o miejscowości Wymazane, która – jak się zdaje – została zupełnie wymazana nie tylko z wielkomiejskiej, rozwojowej świadomości, ale również z jakkolwiek rozumianej europejskości. To, że miejsce, które przedstawia, zostało ewidentnie udziwnione, przerysowane, bynajmniej nie odbiera mu realności oraz związków z rzeczywistością, w której żyjemy. Po pierwsze, ze względu na typy, które Witkowski opisuje – związane nie tylko z postaciami, osobowościami, ale również warunkami życia. Jego bohaterowie to krętacze, zamknięci na nieznane, ni konserwatywni, ni nowocześni, żyją w bliżej nieokreślonej przestrzeni społecznej, raczej w warunkach prowincjonalnych, nie tylko w znaczeniu gospodarczo-architektonicznym, ale przede wszystkim mentalnym. Pisarz kreśli szeroką panoramę osobowości i zachowań, posługując się przy tym pewnymi uproszczeniami i stereotypami, z jednej strony dotyczącymi tak małych miasteczek, „Polski z”, a z drugiej wyobrażeń o nas, Polakach. Obserwując relacje między postaciami, społeczny odbiór związku głównych bohaterów, poglądy i stanowiska względem innych dostajemy interesującą społeczną panoramę. Po drugie, same warunki bytowania, również poddane przerysowaniu, zdają się odpowiadać prawdzie, pokazywać, że nie wszystkie miejsca w Polsce wpisały się już w europejskie standardy. I nie chodzi tylko o poziom gospodarczo-ekonomiczny, ale również o sposób myślenia i budowania mniejszych społeczności, widoczny na przykład w prowincjonalnych relacjach, interesach oraz w tym, co stało się w tym wypadku oczkiem w głowie narratora – w nazewnictwu miejsc i interesów (na przykład fantastyczne, jakże prawdziwe, ustępy o sklepach, które nazywają się „Sklep”), podejściu do siebie, innych oraz do życia, wyobrażeniu na temat większego i bogatszego świata. Zamykając tak wiele uwag i cech naszego społeczeństwa w tak wąskiej, małej przestrzeni, Witkowski nawarstwia obserwacje kulturowo-socjologiczne, co pozwala na podjęcie refleksji nad tym, ile w tej gorzkości, przerysowaniu i grotesce prawdy – o nas i o naszym świecie.

Recenzowana książka to jedna z najlepszych powieści Michała Witkowskiego – zaraz po Lubiewie i Fynf und cfancyś. Nie da się jednak ukryć, że można odnieść wrażenie, że ostatnia część utworu, powiedzmy ostatnie sto/sto pięćdziesiąt stron, pisana jest w pośpiechu. Pod koniec narrator gubi nieco tempo opowiadania, dąży za wszelką cenę do tego, by zakończyć historię, spuentować wątki, zapominając przy tym, że przez większą część utworu (zwłaszcza przez sam początek, gdzie do mniej więcej sto pięćdziesiątej strony właściwie brak akcji, występują jedynie opisy Wymazanego i lokalnej społeczności) prowadzi swoistą gawędę – nieśpieszną, dygresyjną. W trakcie opowieści, co widoczne jest przede wszystkim w końcowej fazie, gubi te cechy narracji, tracąc na stylu oraz klimacie powieści, co nie zmienia oczywiście faktu, że Wymazane to powieść bardzo dobra, od której właściwie nie sposób się oderwać – wciąga i zachwyca!

5,5/6

Komentarze