Przejdź do głównej zawartości

382. Centymetr godności. Łukasz Pilip „Podwórko bez trzepaka. Reportaże z dzieciństwa”

Książka Łukasza Pilipa jest o tyle ciekawa, o ile na wiele sposobów odczarowuje to, co zwykliśmy otaczać atmosferą idylliczności. Mowa oczywiście o dzieciństwie, które w wypadku zebranych w recenzowanym tomie reportaży okazuje się okresem straconym, czasem bezpowrotnie utraconych możliwości i szans.

Zacznijmy może od tego, że kilka z przedstawionych historii jest szeroko znanych – za sprawą różnych medialnych przekazów. Mam na myśli między innymi reportaż o rodzinie, która zamontowała w swoim domu kamery i transmitowała własne życie w internecie, opowieść o losach Maćka, niemówiącego autysty, który okazał się geniuszem (zna sześć języków, potrafi przyswoić materiał do egzaminów w kilka minut, zapamiętuje fotograficznie treść książek) oraz Łukasza, najsłynniejszego wolontariusza Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, zmagającego się z nieuleczalną chorobą Leśniowskiego-Crohna. Choć z ich doświadczeniami czytelnik mógł się wcześniej zapoznać, nie ułatwia to lektury Podwórka bez trzepaka. Książka Pilipa okazuje się bowiem trudna i smutna – podobnie jak przeżycia jej bohaterów.

„Panie Boże, bierz go”

To, co należy podkreślić, pisząc o recenzowanych reportażach, to ich dwupoziomowe oddziaływanie na odbiorcę. Przedstawione historie z jednej strony przerażają (okrucieństwem, jakie nierzadko spada na dzieci, cierpieniem, z którym muszą sobie radzić), a z drugiej uwrażliwiają. Nie wiem, w jakim stopniu wynika to z umiejętności literackich autora, a w jakim z samego tematu, ale nie sposób przebrnąć przez Podwórko bez trzepaka bez poczucia uwikłania emocjonalnego. Nie jest jednak tak, że Pilip wychodzi z założenia, że smutne opowieści o niełatwych przeżyciach dzieci będą poruszać czytelnika same z siebie, za sprawą wieku bohaterów. Nic z tych rzeczy. Autor traktuje swoje postaci z szacunkiem, nie opowiada o nich z perspektywy dorosłego, z wyższością, nie podchodzi do ich losów z pedagogiczno-moralizatorską narracją. Wręcz przeciwnie. Pisząc o trudach choroby, wyobcowaniu, odtrąceniu, patologii, alkoholizmie, przemocy, zagubieniu, Pilip oddaje głos bohaterom – dzieciom, które tłumaczą, dlaczego kłamały, mówiąc, że nie doświadczają w rodzinie zastępczej przemocy; zagubionym młodym ludziom, próbującym zrozumieć, dlaczego nie potrafią poradzić sobie z emocjami i szkołą, dlaczego lądują co rusz w nowym zakładzie poprawczym; chłopcu, którego bohaterskość stała się na tyle medialna i opisywana, że najbliższe otoczenie, w tym szkoła, przestało go traktować jak człowieka, a zaczęło wykorzystywać do własnych, niekiedy czysto materialnych, celów. To oni i ich światy, często dla dorosłych niezrozumiałe, sprowadzane do jednoznacznych i piętnujących określeń, wybrzmiewają w tych reportażach.
 
Podwórko bez trzepaka to także książka o różnych rodzajach bezradności: nie tylko dzieci, ich nieumiejętności w radzeniu sobie z problemami czy wyzwaniami, jakie stawia przed nimi szkoła czy otoczenie, ale również rodziców. Historia rozpaczliwej walki pani Danuty, matki Maćka, autysty, zestawiona z przeciwnościami, z jakimi spotyka się każdego dnia (ze strony oświaty, systemu, polityki, kosztów) pokazuje z jednej strony, jak wielce niesprawiedliwa i trudna jest próba zwyciężenia z chorobą, a z drugiej, jak dużo nadziei oraz wiary kryje się w rodzicach.

Równie wymownie pokazana zostaje próba odcinania się od niełatwych doświadczeń z przeszłości. W reportażu Żeby nie śmierdzieć dzieciństwem widać nad wyraz dobrze, że nie sposób w dorosłym życiu abstrahować od tego, czego doświadczyło się w domu rodzinnym. To właśnie okres dorastania determinuje późniejszą postawę (m.in. psychiczną) i relacje międzyludzkie. Ważna w tym wypadku okazuje się kwestia odpowiedzialności prawnej, przed którą bohater Pilipa pragnie uciec – nie doświadczywszy wsparcia ze strony rodziców, nie chce im pomagać. Próbując zapomnieć o przeżyciach z dzieciństwa, zmaga się z poczuciem niesprawiedliwości i niewspółmierności wymiaru prawa. Zadaje sobie przy tym ważne pytania, zostające z czytelnikiem po lekturze: czy będąc odrzuconym, upokarzanym i niewspieranym przez rodziców, można być wzywanym do odpowiedzialności za nich na starość? Czy należy egzekwować pomoc od kogoś, komu skąpiono jej w dzieciństwie?

Marzenia jak dinozaury 

Książka Pilipa to nie tylko obserwacja trudnego dorastania i jego wpływu na dorosłość, ale także refleksja nad systemem edukacji oraz naszym podejściem do wychowywania. Istotnym tematem Podwórka bez trzepaka jest seksualność i doświadczanie szeroko rozumianej cielesności. W recenzowanych tekstach wybrzmiewają pustka, niedoinformowanie, dezorientacja wynikające z... no, właśnie, z czego? Młodzi ludzie nie potrafią poradzić sobie z własną seksualnością, a rodzice oraz szkoła nie mogą im w tym pomóc, czyniąc z tak oczywistych i podstawowych kwestii, jak dojrzewanie czy życie intymne, temat tabu. W wielu reportażach powraca kwestia niemówienia, przemilczania i nieporuszania zagadnień związanych z seksem czy płciowością w domach rodzinnych, co ostatecznie doprowadza do zagubienia i przyjmowania przez dzieci złych wzorców (filmów pornograficznych, brutalnych wyobrażeń oraz patriarchalnych przekonań). Rodzice, nie mówiąc córkom o tym, że seks powinien być dla nich przyjemnością, odbierają im pewność siebie i niezależność, a co za tym idzie – również asertywność, a unikając dyskusji z synami, pozbawiają ich zdroworozsądkowego podejścia (naznaczonego później pornograficznymi, fałszywymi obrazami). Jak nie trudno zauważyć, a co potwierdzają zebrane w tym tomie reportaże, panuje w Polsce przekonanie, że na „te” tematy nie można z dziećmi rozmawiać. Podwórko bez trzepaka skutecznie podważa jego zasadność, co sprawia, że książka posiada walor wychowawczy – sięgnąć powinni po nią przede wszystkim rodzice i pedagodzy. 

Należy także zwrócić uwagę na aktualność rozpoznań reportaży Łukasza Pilipa. Wiele się dziś mówi o świadomym wychowywaniu dzieci, podkreślającym kwestie związane z seksualnością, tożsamością i tolerancją. Wspomniana dyskusja ma jednak charakter nie tyle merytoryczny czy edukacyjny, ile czysto polityczny, niekiedy wręcz propagandowy. Warto w związku z tym zapoznać się z recenzowaną książką, choćby po to, by zobaczyć, jak problem wygląda z perspektywy  niedoinformowanych, nieuświadomionych i zagubionych dzieci. Być może wtedy, mając taką świadomość, przeciwstawimy się burzliwej polityczno-medialnej nagonce.

6/6

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

Komentarze