Przejdź do głównej zawartości

366. Obywatel świata. Leopold Tyrmand „Zapiski dyletanta”

To kolejna książka Leopolda Tyrmanda, którą wznowiło wydawnictwo MG. I bardzo dobrze, bo to bez wątpienia literatura, która nie tylko ostała się upływowi czasu, ale także zachowała aktualność i rzetelność, jeśli chodzi o diagnozowanie czy opisywanie rzeczywistości. Zapiski dyletanta, bo tej pozycji dotyczy recenzja, stanowią zbiór obserwacji, uwag i wniosków autora z pobytu głównie w Stanach Zjednoczonych.

Leopold Tyrmand, co widać zarówno w powieściach, choćby w Życiu towarzyskim i uczuciowym, jak i w tekstach eseistycznych, na przykład w Cywilizacji komunizmu, posiadał wielki dar lekkości w pisaniu o sprawach trudnych i zagmatwanych. Ta możliwość pozwalała mu definiować rzeczy czy zjawiska, które zdają się wymykać ramom i klasyfikatorom – ze względu na ich tematyczną szerokość oraz złożoność. Nie inaczej jest w Zapiskach dyletanta, w których Tyrmand, w sposób ni to pamiętnikowy, ni publicystyczny, pisze przede wszystkim o swoich wrażeniach z pobytu w Stanach Zjednoczonych. Robi to jednak nie drogą turystyczno-podróżniczych uwag, a bardziej merytorycznie, rzetelnie – w pewnym sensie dziennikarsko. Obserwacje, które prowadzi, dotyczą w dużej mierze zachowań i poglądów Amerykanów, których analiza pozwala poznać ich od strony politycznej – także w kontekście komunizmu, zupełnie dla nich, wychowanych w wolności, niepojętego. To, co w tym wypadku należy podnieść, to bez wątpienia podwójną oś Zapisków dyletanta – Tyrmand z jednej strony uważnie oddaje amerykańskie realia, skupiając się na ich istocie, odrębności i fenomenie, a z drugiej strony cały czas ma na uwadze doświadczenia i realia, które związane są ze sytuacją krajów wschodniej Europy. Przytaczając przebieg rozmów na przykład o wolności czy nastrojach społecznych w Stanach Zjednoczonych, podkreśla położenie między innymi Polski, co pozwala zaobserwować różnice w mentalności i postrzeganiu obu nacji. Właśnie taka dualna perspektywa doprowadza do przekonania, jakoby Amerykanie po pierwsze nie do końca, mimo ogromnej teoretycznej wiedzy, nie rozumieli problemu komunizmu, a po drugie – nie doceniali systemu, w którym żyją. To, co zauważa Tyrmand, to przede wszystkim niezdawanie sobie sprawy – absolutnie niejasne dla nas, nawet dziś – jak wielką wartością jest wolność i życie w demokratycznym państwie

Istotną płaszczyzną Zapisków dyletanta jest wspomniana wcześniej tematyka polityczna. Autor Złego traktuje ją naprawdę szeroko, bo pisze o ideologiach, obywatelskim zaangażowaniu, poglądach, ekonomii i jej przejawach w życiu codziennym, nie tylko dokonując wnikliwej analizy, ale również wyprowadzając interesujące wnioski. Jednym z nich jest Prawo Tyrmanda, które głosi, że wartość rewolucjonisty jest odwrotnie proporcjonalna od wartości systemu, z którym walczy – im bardziej represyjny i okrutny system, tym bardziej mężny i ofiarny buntownik. Innymi słowy, im lepszy i łagodniejszy system, tym większy z buntownika arogant. Jest to o tyle interesujące, o ile chwilę później pisarz przytacza wymowny przykład amerykańskich studentów, którzy uwielbiają stawiać znak równości między sobą a studentami czeskimi. Chodzi oczywiście o sytuację opresji i system, z którym walczą. Tyrmand zauważa jednak, że gdy protestowanie w Czechach czy w Rosji doprowadzić może do usunięcia z uczelni i namieszania w papierach na całe życie, demonstrowanie niezadowolenia za oceanem nie grozi żadnymi poważnymi nieprzyjemnościami – najwyżej koniecznością wpłacenia pięćdziesięciodolarowej kaucji. W Zapiskach dyletanta postawiona zostaje w związku z tym odważna teza, która mówi o tym, że wśród młodych świadomość polityczna splata się beznadziejnie z modą, co sprawia, że czuć się prześladowanym politycznie jest niezwykle w modzie, nawet jeśli żadnego ucisku nie ma. W takiej sytuacji, gdy poczucie opresji narasta wśród sporej części społeczeństwa, powstaje nowa rzeczywistość, w której prześladowanie, co prawda jako fakt, nie istnieje, za to poczucie prześladowania jest i umacnia się. Tyrmand jednak nie tylko w tym kontekście obserwuje z młodych. Choć w przywołanym fragmencie wyraża się o nich dość krytycznie, w książce widoczne jest duże poczucie nadziei, zrozumienia i zainteresowania ich losami. Pisarz zauważa na przykład, że w krajach komunistycznych studenci nie rozmawiają o Bogu, ponieważ uważają takie rozmowy za stratę czasu. Bóg nie jest ich najważniejszą potrzebą. Oni potrzebują wolności, jazzu, niezależnej literatury i dżinsów, a jeszcze później dodaje, że te ostatnie stały się nie tylko strojem epoki, ale także dowodem na to, że Ameryka kształtuje gusta Europejczyków.

Jednak, co należy podkreślić, nie tylko polityka zajmuje Leopolda Tyrmanda. Zapiski dyletanta dotyczą również życia towarzyskiego, dziejącego się zarówno na spotkaniach i wydarzeniach okolicznościowych (określanych głównie mianem party), jak i podczas licznych podróży. Pisarz, niczym Boy-Żeleński w dwudziestoleciu międzywojennym, wnikliwie i uważnie obserwuje zachowania, postawy i relacje środowisk, w których się obraca, wychwytując z rozmaitych sytuacji pewne znamienne, charakterystyczne cechy. Przy jednym z wyjść zauważa, jak wielka jest różnica w postrzeganiu zawodu pisarza między starym kontynentem a Ameryką (dotyczy ona kwestii talentu i pracy), a także odmienne podejście w kwestii przedstawiania się. Gdy, według Tyrmanda, w Europie nie nalega się na powtórzenie niewyraźnie wymówionego nazwiska, tak w Ameryce nazwisko ma jakieś działanie mistyczne, a jego brzmienie i znajomość okazują się dla nowo poznanej osoby kluczowe. W ten sposób, uwagami i obserwacjami z wielu stron i dziedzin, pisarz kreśli interesujący zarys społeczności amerykańskiej, wyprowadzając swoje obserwacje z doświadczeń życia w komunizmie. Dzięki temu książka okazuje się nie tylko ciekawym portretem środowiskowym, ale także analizą porównawczą dwóch rzeczywistości: demokratycznej i komunistycznej.

5/6

Za książkę dziękuję wydawnictwu MG

Komentarze

Prześlij komentarz