Przejdź do głównej zawartości

362. Bizarre czyli dziwny. Olga Tokarczuk „Opowiadania bizarne”

Na Festiwalu Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie Olga Tokarczuk powiedziała, że myśli małymi formami i preferuje pisanie opowiadań. Z tymi uwagami, pamiętając o wielowątkowych, stworzonych z rozmachem Księgach Jakubowych, czytałem Opowiadania bizarne, czyli najnowszą książkę laureatki jednej z najważniejszych światowych literackich nagród – Man Booker International Prize.

Opowiadania Tokarczuk rozgrywają się przede wszystkim na granicach różnych wydarzeń i stanów, co pokazuje, jak płynne i zmienne jest życie. Bohaterowie funkcjonują w świecie niestałym, w którym wiele może się zmienić w mgnieniu oka – stąd wszystkie „przejścia” z rzeczywistości realnej do nierealnej, z życia do śmierci, z poczucia kochania w samotność, z rutyny w niecodzienność, ze zwykłości w mistycyzm. Wszystko, co spotyka postaci, wpisuje się właśnie w szeroko rozumianą zmianę. Jednak trudno jednoznacznie ocenić, na ile ona jest w oczach bohaterów dobra, a na ile zła – po prostu jest, przychodzi, tyle można o niej powiedzieć. Nikt jej nie kwestionuje, nie analizuje, dlatego choroby (i bliskich, i własne), dziwactwa (inne szwy na skarpetkach czy okrągłe znaczki) oraz odejścia (partnerów, rodziców lub przyjaciół) są nie tyle akceptowane, ile pokornie, bezdyskusyjnie przyjmowane. Taka postawa wydaje się z jednej strony bierna (co swoją drogą jest znamienne dla zachowań wielu bohaterów, którzy podporządkowują się rzeczywistości), ale z drugiej strony zdaje się wynikać z naturalnego oswojenia tematu – dlatego też, mówiąc o zmianach, należy o nich mówić w tym wypadku jako o procesie, cesze naturalnej i stałej. Opowiadania bizarne przepracowują zresztą na wiele sposobów jedną z najdrastyczniejszych przemian w życiu – śmierć. W kilku utworach to ona okazuje się kluczowa, jawiąc się czytelnikowi dwojako: jako destrukcyjna i budująca, tworząca siła. W zależności od tego, które opowiadanie czytamy, poznajemy różne jej oblicza – raz, w Górze Wszystkich Świętych, ukazana jest w postaci „wewnętrznej”, jako nowotworowa choroba, a przy tym – ze względu na fascynującą opowieść o watykańskim handlu ciałami „męczenników” z XVI wieku – zestawiona jest z przedmiotowym, napędzającym, quasi-sakralnym traktowaniem zmarłych, innym razem jako kwestia rodzinna, pokoleniowa, zamknięta w czterech ścianach, zmieniająca postrzeganie najbliższych – jak w wypadku opowiadań Przetwory czy Szwy; jeszcze innym razem, co ważne w recepcji całej twórczości Tokarczuk, odejścia dotyczą czegoś większego, naturalnego, nienazwanego, antropologicznego – nurtów, prawideł, plemion czy całych kultur, jak w Zielonych Dzieciach. Śmierć też, tym razem rozumiana jako punkt, nie proces, rozpatrzona jest na kilka sposobów, w tym w kategoriach fizycznych i duchowych. O ile cielesność wydaje się dość oczywista (kwestie rozpadu, rozkładu i marności ciała), o tyle perspektywa metafizyczno-psychologiczna intryguje. Mam na myśli przede wszystkim wspomnianą już Górę Wszystkich Świętych, jedno z najdłuższych opowiadań, gdzie „reakcja” na śmierć jest różna, w zależności od interpretacji. Z jednej strony pojawia się problem choroby i obcości ([...] Nie mogłam opanować własnego ciała – jedyną siłą, jaka w nim pozostała, był strach [...]), pragnienia zapomnienia o bólu, a z drugiej pewna charakterystyczna dla wielu religii celebracja śmierci i rozpadu – jednak nie ze względu na fenomen czy istotę, a próbę usilnego usprawiedliwienia życia, naddania mu sensu.

Drugim istotnym dla mnie elementem tych opowiadań jest motyw tekstualny – świata jako tekstu. Bohaterowie Tokarczuk, zajmując różne postawy względem wydarzeń, którym muszą sprostać, próbują na swój sposób zakorzenić się w różnych wartościach – czy to mistycznych, sakralnych (o czym pisałem wcześniej), czy artystycznych. Ta druga perspektywa wydaje się o tyle kluczowa, o ile pozwala postaciom zrozumieć, pojąć czy usprawiedliwić wszystko to, co się dzieje – właśnie za sprawą zapisu, narracji, nazwania. W przywołanych wcześniej Zielonych Dzieciach narrator, puentując opowiedzianą historię, stwierdza, że spisuje [...] com na rubieżach zobaczył, uczciwie, tak jak było, niczego nie dodając, niczego nie ujmując; i liczę, że Czytelnik pomoże mi pojąć, co się tam wtedy wydarzyło i co mnie zrozumieć trudno [...], co wydaje się kluczowe dla recepcji całej książki. W opowiadaniach przewija się motyw opowieści czy historii, ich wysłuchiwania, tworzenia lub czytania – jako sposobu wyrazu lub zrozumienia. Bohaterowie rozmawiają ze sobą obrazami, co zdają się tłumaczyć słowa narratorki Wizyty: [...] język, słowa tylko wtedy mają moc, kiedy stoją za nimi obrazy [...]. Dalej, mówiąc o swoich artystycznych dokonaniach, stwierdza, że [...] To ważne zestawienie: tworzyć i żyć. Nic mi więcej nie potrzeba [...]. Z kolei w innym utworze, w Transfugium, gdy narrator dokonuje retrospekcji, zastanawiając się nad losami bohaterki, najpierw mówi o obrazach z przeszłości,  a następnie dokonuje przywołania kilku wydarzeń, właśnie za sprawą wyliczenia obrazów. W ten sposób dokonuje pewnej narracji, chronologii, które pozwalają na zrozumienie i „ogarnięcie” tego, co minione. W tym tekście pada pytanie o proces zmian, jakże istotny, o czym pisałem wcześniej, dla tego tomu: [...] Gdzie jest ten moment, który wyjaśniałby to, co się teraz dzieje? Musiał być jakiś początek, zalążek przemiany, punkt zwrotny, jakaś myśl, traumatyczne wydarzenie, zmiana na skutek lektur, muzyki [...], jednak pozostaje bez odpowiedzi. Być może wynika to z nieprzystawalności języka do świata i ludzi – tak jak w wypadku Pasażera, gdzie dla bohatera [...] Przyczyna lęku była niewypowiadana, nie umiał znaleźć na nią słów [...], czy Serca,  utworu, w którym bariera językowa zataiła sens. Opowiadania bizarne okazują się więc refleksją nad możliwościami naszej percepcji i naturalną potrzebą interpretacji.

5/6

Komentarze