Przejdź do głównej zawartości

350. Mozolnie? Justyna Nawrocka „Paragon”

Justyna Nawrocka, poetka, krytyczka teatralna, autorka dramatów, Paragonem zaprasza czytelnika do lat 90. ubiegłego wieku, gdzie wśród szarej, siermiężnej i niekiedy dość ciężkiej rzeczywistości rozkwitają subkultury, a w tym niełatwym świecie młoda dziewczyna – bohaterka – próbuje zaznaczyć własne miejsce.

Muszę przyznać, że trudno pisać o tej książce jednoznacznie. Dzieje się tak z kilku powodów, jednak ciężar odpowiedzialności należy przenieść  na dwie kwestie. Po pierwsze, mam wrażenie, że cała ta powieść została absolutnie przegadana – przynajmniej na kilku poziomach. Oczywiście, łatwo dostrzec w tym sposobie narracji konwencję, pewną celowość, świadome dążenie do nienacechowywania w żaden sposób tekstu, sprawiania wrażenia spontaniczności, swobody i tym samym potoczności przedstawianej historii, jednak w Paragonie czytelnik spotyka się z przykrym problemem niewyrazistości postaci, zdarzeń i miejsc, w których dzieje się akcja. Wszystkiego tu dużo, wszystko zostaje ukazane jako warte zauważenia, a niewybiórcza percepcja narratora sprawia, że dominującą emocją okazuje się nie wrażenie wyjątkowości wykreowanego (a raczej przytaczanego) świata, a ewidentne przytłoczenie lub znużenie. Po drugie, mimo całej „ciężkości” książki Nawrockiej i innych mankamentów, o których chciałbym zaraz wspomnieć, podczas lektury nie pojawia się przekonanie, że nie warto czytać dalej, że nic ciekawego za tą książką nie idzie. Wręcz przeciwnie. Myślę, że jest to spowodowane poniekąd tym, o czym pisałem wcześniej – szczegółowością literackiej rzeczywistości. Czytając Paragon, dostajemy tak naprawdę niebywałą okazję uczestniczenia w czymś, co choć relatywnie niedawno miało miejsce, bo w latach 90., okazuje się dziś zupełnie nieostre, tajemnicze, na swój sposób dalekie i zapomniane  – przynajmniej dla mnie, odbiorcy urodzonego w drugiej połowie ostatniego dziesięciolecia XX wieku. Ta słodko-gorzka relacja, na poły zniechęcająca, na poły intrygująca, ostatecznie dość długo „trzymała” mnie przy lekturze, sprawiając, że niektóre rozdziały (książka ma bardzo bogatą segmentację tekstu, na ogół zdeterminowaną wokół konkretnych postaci lub sytuacji) pochłaniałem z wielką uwagą i zainteresowaniem, a przez niektóre przechodziłem mimochodem – w wyraźnej obojętności. 

Ale po kolei, myślę, że należy uporządkować wszystko to, na co dotąd chciałem zwrócić uwagę. Muszę zacząć od tego, że dziwiłem się dość mocno, przedzierając się przez lawinę słów, zdań i nieistotnych (żeby nie powiedzieć, że niekiedy nudnych) ustępów, bo cały czas miałem z tyłu głowy kołaczącą myśl, że Justyna Nawrocka to poetka – nagradzana skądinąd wieloma zaszczytnymi wyróżnieniami. Zabierając się za lekturę, spodziewałem się raczej wycyzelowanych spostrzeżeń, oszczędnych opisów i jakichś konkretów (raczej na poziomie samego języka, sposobu obrazowania, nie fabularnym), a okazało się, że Paragon w wielu miejscach idzie w stronę, która bynajmniej nie okazuje się interesująca. Dzieje się to głównie w opisach, przede wszystkim w tych, które zestawiają (co swoją drogą stanowi wiodącą perspektywę tej książki) przywoływany i opisywany okres z dzisiejszą rzeczywistością. I tak, nie raz, nie dwa, pojawia się dość powierzchownie wyrażane stanowisko, jakoby kiedyś było lepiej – po prostu; bardziej naturalnie i prawdziwie. Oczywiście trudno polemizować z takim stanowiskiem, istotnie narratorka ma prawo tak uważać, jednak wątpliwa wydaje się słuszność tego, że właściwie przez całą książkę takie przekonania wynikają nie tyle z refleksji czy obserwacji postaci, ile stanowczo postawionych uwag – na przykład: (...) Dorosłych się jeszcze wtedy bano i uważano ich za autorytet (...)*. Taka – na swój sposób roszczeniowa – perspektywa sprawia, że cała przedstawiona opowieść, z całym zapleczem kulturowo-historycznym, staje się mniej uniwersalna, możliwa do przeżycia (przez czytelnika), a bardziej narzucana. Ponadto, co stanowi kolejny mankament powieści, wiele z ukazywanych zdarzeń, miejsc i postaw niestety wpisuje się w pewne powszechne, dobrze znane i kulturowo wyświechtane wyobrażenie o tamtych latach, z buntem czy Jarocinem na czele, co z kolei sprawia, że pod wieloma względami lektura okazuje się mało odkrywcza. 

Mam jednak nieodparte wrażenie, że wiele z tych rzeczy, o których pisałem powyżej, ma źródło w niedostatecznej redakcji tekstu. A właściwie – jej braku. Nie znalazłem niestety na stronie redakcyjnej informacji o osobie, która odpowiada za korektę, co – jak się wydaje – stanowi wyraz licznych błędów właśnie na poziomie redakcyjnym (a także typograficznym). Żeby nie być gołosłownym, warto zajrzeć na przykład na stronę siedemdziesiątą drugą, gdzie znaleźć możemy takie potknięcia jak: (...) Najchętniej zrobiłaby sobie trw\ałą (...), spację między wyrazem a wielokropkiem oraz pisany dużą literą zaimek osobowy w dialogu. Ponadto – co też zwraca uwagę – niekonsekwentny okazuje się zapis cytatów, bo w niektórych razach kropka wyprowadzana jest poza cudzysłowie (poprawnie), a w niektórych nie (niepoprawnie). Jestem przekonany, bo właściwie przez całą lekturę towarzyszyła mi ta myśl, że dobra redakcja zdecydowanie przysłużyłaby się tej powieści – i to nie tylko w kontekście usuwania powtórzeń czy różnego rodzaju błędów, ale także samej dynamiki czy struktury.

Jednak o Paragonie należy też mówić jak najbardziej dobrze, bo Justyna Nawrocka w wielu miejscach czaruje i intryguje czytelnika. Głównie obrazem lat 90. ubiegłego stulecia,  który, choć niekiedy dość powierzchowny, wydaje się mimo wszystko naprawdę szeroki. Pisarka skupia się przede wszystkim na uchwyceniu czegoś, co z natury wydaje się nieosiągalne, nieuchwytne, bo realizuje się w ciągłym ruchu, tylko „tu i teraz”, wyłącznie w relacji z kimś lub czymś – na ogół z sytuacjami, których już dziś nie doświadczamy lub nie pamiętamy. Bohaterowie Nawrockiej to postaci wyobcowane, zbuntowane i niejasne (co ważne, dość detalicznie przedstawione), na które – jako czytelnicy – możemy spojrzeć z dwóch perspektyw, z dwóch rzeczywistości: tamtej i dzisiejszej. Takie zestawienie, prowadzone w tym wypadku przez całą powieść, szerzej naświetla ukazywane opowieści, a fragmentaryczność narracji (odchodzenie i wracanie do pewnych wątków, liczne retrospekcje, przeskoki czasowe) oraz portretowanie bohaterów na ogół w konkretnych środowiskach czy społecznościach sprawia, że Paragon czyta się nie tyle jako opowieść o czymś, ile jako relację z czegoś – ze zbuntowanego, subkulturowego, punkowego świata, pełnego wolności, swobody oraz młodości.

* strona pięćdziesiąt jeden
3/6
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Mamiko.

Komentarze