Przejdź do głównej zawartości

Nie do uwierzenia. Łukasz Stachniak „Kto chce jeść mięso, musi umieć zabić¨

„Kto chce jeść mięso, musi umieć zabić¨ to książka bardzo męcząca. Czytając, można odnieść wrażenie, że autor zapomniał o znaczeniu budowania napięcia, kreowania wrażenia tajemnicy i dążenia do suspensu, a skupił się jedynie na językowej stylizacji oraz powierzchownym dowartościowywaniu szczegółu. Należy przy tym zaznaczyć, że są to starania nieudolne, pozorne, bo powieść Łukasza Stachniaka irytuje pozłotkowością i niepotrzebnym rozbuchaniem formalno-językowym.

Wydaje się, że wyraźnym punktem odniesienia (artystycznym? komercyjnym? tematycznym?) dla wielu dzisiejszych prozaików jest „Król” Szczepana Twardocha. To kolejna powieść (choć umiejscowiona historycznie trochę wcześniej), choćby po „Czarnym słońcu” Jakuba Żulczyka, w której można dostrzec wyraźne inspiracje sprzedażowym hitem autora „Morfiny”. Stachniak podąża za pisarzem ze Śląska, nie tylko fetyszyzując (choć nieudolnie, męcząco) przemoc i świat widziany z perspektywy mężczyzny, ale również wykorzystując podobną stylistykę językową i symbolikę. Zarówno „Król”, jak i „Kto chce jeść mięso, musi umieć zabić” to  opowieści, w których wszystko jest podporządkowane sile, a w związku z tym walkom i ulicznym, fizycznym rozwiązaniom. O ile jednak u Twardocha każda opisywana sytuacja determinuje kolejną, powoduje jakąś reakcję wśród bohaterów, o tyle u Stachniaka niektóre sceny wydają się zawieszone w próżni, jakby niepołączone z czymś więcej – czytelnik odnosi wrażenie, że wiele z przedstawionych zdarzeń nie ma żadnego fabularnego odbicia, nie wpływa znacząco na przedstawianą historię. Pod tym względem proponowana przez autora opowieść okazuje się mało realna, trudna do przyswojenia. Nie chodzi przy tym o mnogość wątków czy bogactwo formalne, tylko o dystans, jaki dzieli świat przedstawiony i odbiorcę.

Powieść Stachniaka ma także problem z kulejącym napięciem. Wynika on z kilku rzeczy (m.in. nierównomiernie rozwijającej się akcji, nadmiaru w opisach), wśród których najistotniejsza okazuje się niedostateczna redakcja tekstu. W wielu ustępach dopatrzyć się można licznych niezręczności, wynikających zarówno ze stosowania komunałów, kalek językowych oraz narracyjnych, jak i powielania na przestrzeni kilku zdań tych samych informacji. Dla przykładu posłużmy się trzema fragmentami:

Pincer rozejrzał się ponownie, zauważył, że nie pilnuje go żaden strażnik. Szarpnął raz i drugi, lecz osłabiony, nie miał najmniejszych szans wyswobodzić się z precyzyjnie zawiązanych węzłów, reagujących zacieśnianiem na każdą próbę ich rozerwania. Krzesła, na którym siedział, też nie dał rady roztrzaskać. Jego ścierpnięte do szpiku piszczele zostały przywiązane do nóg lichego mebla grubymi drutami w taki sposób, aby Uriel nie mógł się z nim poderwać(s. 113)

Jego czarne, połyskujące niczym obraz bezchmurnej nocy pióra migotały w słońcu na tle zimnoniebieskiego nieba. Czuł prawdziwą swobodę, nieokiełznaną wolność, tak obcą uciśnionym mieszkańcom spodlonego miasta, nad którym arogancko szybował. Niczym nieskrępowany, zatoczył kilka szerokich okrążeń wokół masywnego krzyża wieńczącego złotą cerkiewną cebulę, po czym z dmącym od wschodu mroźnym wiatrem pofrunął nad czarną rzekę. Nurt miała spokojny, zbyt spokojny, jakby w niezmąconej ciszy kryła parszywą tajemnicę nadciągającej masakry. (s. 137)

Pełzali na czworakach, zdzierając do krwi kolana, kuleli, uciskali cieknące rany. Mężowie dźwigali konające w ich ramiona żony, matki wystraszone na śmierć dzieci, każdy biegł przed siebie, byle dalej od placu, od tej barbarzyńskiej jatki. (s. 142)
 
Pogrubione fragmenty pokazują symptomatyczny dla całej książki problem: rozdęcie i nadmiar w opisach. Jest to jednak o tyle ciekawe, o ile nadmiarowej warstwie opisowej towarzyszy pustka informacyjna. W pierwszym cytacie zaznaczone części zdań powielają tę samą treść: bohater nie może wydostać się z krzesła, do którego został przywiązany. Informacja o jego bezradności jest jednak przedstawiona czytelnikowi o wiele szerzej (z trzech perspektyw: precyzyjnych węzłów, solidnego krzesła i związanych nóg), zostaje rozpisana na kilka zdań, choć w gruncie rzeczy sprowadza się do prostego faktu: postać nie może się wydostać. Oczywiście nie jest tak (bynajmniej o to nie postuluję), że twórca, pisząc powieść, powinien ograniczać się wyłącznie do „relacjonowania” fabularnych zdarzeń, jednak w wypadku książki „Kto chce jeść mięso, musi umieć zabić” wiele z fragmentów okazuje się informacyjnie niewartościowych czy też na różnych poziomach wtórnych. Kolejne dwa ustępy dobrze oddają ten problem. W pierwszym pogrubione zostały albo komunały, czyli określenia czy zbitki słów, które podczas pisania przychodzą nam na myśl jako pierwsze („nieokiełznana wolność”, „niczym nieskrępowany”, „niezmącona cisza”), albo nieprecyzyjne sformułowania będące wynikiem niepotrzebnego udziwniania (co to znaczy, że ktoś „arogancko szybuje”? Arogancko, czyli jak?). Nie inaczej jest w ostatnim cytacie (wyświechtany komunał: „wystraszone na śmierć”), gdzie ujawnia się jeszcze inny problem – powielania zupełnie „gotowych”, a przez to zdewaluowanych i pozbawionych znaczenia, obrazów. Ucieczka od „barbarzyńskiej jatki” powinna wywierać na czytelniku wrażenie, być może nawet go przerażać, jednak trudno o to, gdy Stachniak przedstawia ją tak konwencyjnie: żonom pomagają dzielni mężowie, a bezbronnym dzieciom troskliwe matki. Wprawdzie taki scenariusz w prawdziwym życiu wydaje się najbardziej realny, jednak powieść sensacyjna powinna dążyć do zaskoczeń, budowania napięcia, tak, by czytelnik był podczas lektury pod wrażeniem.

„Kto chce jeść mięso, musi umieć zabić¨ czyta się powoli, bez większej satysfakcji. Wprawdzie autor ciekawie ukazuje przestrzeń historyczno-kulturową, przede wszystkim związaną ze społecznością Żydów, jednak to za mało, by przykuć uwagę odbiorcy. Pojawia się kilka ciekawych rozwiązań i interesujących wątków, ale trudno do nich dotrzeć – przedzierając się przez rozbuchane opisy i niezbyt porywającą jak na książkę tego gatunku fabułę, czytelnik wielokrotnie zadaje sobie pytanie, czy warto dalej kontynuować lekturę. Przypuszczam, że nierzadko postawiona odpowiedź brzmi „nie”.

Komentarze