Przejdź do głównej zawartości

393.Wieczna Treblinka. Szymon Hołownia „Boskie zwierzęta”

Wraz z rozwojem myśli ekologicznej rośnie zapotrzebowanie na publikacje traktujące o środowisku, zwierzętach i wegetarianizmie. Jednym z medialnych orędowników, który z racji popularności najgłośniej mówi o tych kwestiach, jest bez wątpienia Szymon Hołownia. Jego podejście jest o tyle ciekawe, o ile dotyka nie tylko istoty samego zjawiska (czyli konieczności walki o klimat oraz prawa zwierząt), ale również nanosi je na płaszczyznę teologiczną – Hołownia zajmuje się bowiem w dużej mierze chrześcijańską publicystyką.

Czy zwierzęta trafią do nieba?

„Boskim zwierzętom” zdaje się patronować święty Franciszek z Asyżu. Jego umiłowanie przyrody oraz podejście do zwierząt jako do braci mniejszych dają o sobie znać przez całą książkę. Widać to przede wszystkim na poziomie metodologicznym: Hołownia czyta relacje między zwierzętami a ludźmi przez franciszkańskie założenia, interpretując w ten sposób nie tylko naszą pozycję w świecie (a zatem i zadania, obowiązki oraz przywileje), ale również znaczenie wszystkich istot w pozaziemskim  – zgodnie z myślą chrześcijańskiej doktryny – porządku. Hołownia, powołując się na różne koncepcje, rozważania myślicieli i filozofów, a także studiując i interpretując Pismo Święte, próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie: czy zwierzęta mogą trafić do nieba? Zagadnienie okazuje się na tyle skomplikowane i zmieniające postrzeganie niektórych przyjętych dogmatów, że staje się solą w oku dla wielu społeczności – zwłaszcza tych, które zasłaniają się słowami ze Starego Testamentu: „czyńcie ją [ziemię – dod. K.B.] sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi!”. Dziennikarz znacznie „humanizuje” podejście do zwierząt, odchodzi od założenia, że mają nam, ludziom, wyłącznie służyć, wskazując, że o ile rzeczywiście znajdziemy w Biblii przyzwolenie na ich zabijanie i wykorzystywanie, o tyle podkreślone jest, że powinno to następować tylko wtedy, gdy jest to niezbędne. Jak łatwo spostrzec, dziś jedzenie mięsa nie jest konieczne – z naszą wiedzą na temat organizmu człowieka i jego potrzeb oraz z możliwościami przemysłowymi potrafimy je skutecznie (i z pożytkiem!) wyeliminować, przyczyniając się tym nie tylko do oszczędzenia cierpienia braciom mniejszym, ale również do utrzymania lepszej kondycji zdrowotnej oraz ochrony klimatu. Dla Hołowni istotnym argumentem przeciw jedzeniu mięsa są bowiem kwestie ekologiczne – wyprzedzają one nawet w niektórych miejscach duchowe i moralne aspekty. Znaczna część książki (w zasadzie cała jej druga część) poświęcona została przywoływaniu statystyk, danych i liczb, związanych z przemysłowym chowem mięsa oraz jego wpływem na środowisko. Dziennikarz opisuje proces masowej hodowli (wraz ze wszystkimi okrucieństwami, na które skazane jest zwierzę, będąc w oczach gospodarza nie tyle żywą istotą, ile produktem), przemysłowej obróbki i handlu, zaznaczając, że wizerunek tego procesu, podtrzymywany przez rynek mięsa i firmy marketingowe, daleki jest od prawdy: „(...) agencje reklamowe ubierają te regularne fabryki i korpo w świat obrazków z naszych dziecięcych wakacji spędzanych u krewnych na wsi, w agrarną mistykę sprzed stu-dwustu lat. W opowieść o zmaganiach twardego, pobożnego, wsłuchanego w rytm natury człowieka, w pocie czoła wypracowującego pokarm niezbędny do życia ludzkości”. Hołownia kontestuje taki wizerunek w następujący sposób: „hodowla (i uprawa) przemysłowa to bezduszny proces produkcji. Zrywa naturalne relacje, jakie ludzkość od niepamiętnych czasów miała ze środowiskiem. To świat, w którym człowiek – zastępowany przez podajnik i komputery – staje się zbędny (...), w którym wyzysk zwierząt pociąga ze sobą wprost nieludzki wyzysk człowieka”.

Uproszczenia i ogólniki

To, co wyróżnia książkę Hołowni z innych publikacji tego typu (czyli poświęconych kwestiom jedzenia mięsa), to podjęcie refleksji nad duchowością zwierzęcia. Nie ukrywam, że „Boskim zwierzętom” bliżej do próby ujęcia tego tematu, niż jego rzeczywistej realizacji, co najpewniej wynika z dwóch powodów – finansowego i praktycznego. Biorąc pod uwagę fakt, że wydawnictwo zostało skierowane na rynek masowy (należy zauważyć, że Znak przygotował książce świetną promocję: podczas premiery niemało mówiło się o tym tytule, było naprawdę wiele informacji w mediach), Hołownia musiał uwzględnić podczas pisania potencjalne niewtajemniczenie czytelnika w skomplikowany, hermeneutyczny i wysoce abstrakcyjny poziom chrześcijańskich dogmatów oraz filozoficznych rozważań. Dlatego też – jak się wydaje – wiele w jego książce uproszczeń i powierzchownych przywołań: gdy próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie o przyszłe „życie” zwierząt, rezygnuje z przeglądu stanowisk i próby analizy różnych koncepcji (w tym tych, które negują i odrzucają taką możliwość), powołując się jedynie na rozważania, które potwierdzają postawione przez niego tezy. Brak w tej książce w związku z tym polemiki i głębszej analizy, zasugerowanej skądinąd przez opis na czwartej stronie okładki, a wniosek, że zwierzęta trafią do nieba, bo są stworzeniami boskimi, wydaje się mało przekonujący – choć nie neguję tego faktu (nie mam ani takich kompetencji, ani takich zamiarów), to oczekiwałbym jednak szerszej, bardziej dogłębnej, wykładni. Choć dziennikarz stanowczo stwierdza, że „Mamy pełne prawo wierzyć, że nasze psy, koty, konie, chomiki będą z nami po tamtej stronie życia”, powołując się na przykład na rozważania papieża Franciszka, mówiące o tym, że „(...) nie jesteśmy ostatecznym celem wszystkich innych stworzeń”, ponieważ one wraz z nami zmierzają „ku ostatecznemu kresowi, którym jest Bóg”, to „Boskim zwierzętom” – tak jak wspomniałem wcześniej – brakuje argumentacyjnej rozpiętości i polemicznego podejścia. Autor, rozważając koncepcje, które mówią o duchowości braci mniejszych i ich udziale w życiu wiecznym, przywołuje raptem kilka stanowisk i refleksji – i to dość ogólnikowo jak na tak skomplikowaną kwestię.

Wieczna Treblinka

Jeżeli chcielibyśmy zdefiniować poglądy Hołowni, to należałoby podkreślić, że dziennikarz opowiada się po nowej (powiedzmy sobie: bardziej otwartej, liberalnej, proekologicznej i tolerancyjnej) stronie Kościoła Katolickiego, której symbolem jest papież Franciszek. Ich rozważania skierowane są bowiem na harmonię między światem zwierzęcym a ludzkim, a także na znaczenie natury. Zarówno głowa Kościoła, jak i Hołownia stają zatem naprzeciw konserwatywnej (choć to nie najlepsze słowo) części społeczeństwa, zauważając, że na przykład święcenie przez księży ubojni i wspieranie przez prawicowe rządy kłusownictwa i masowych ferm nie idą w parze z nauką Chrystusa. Trudno bowiem połączyć masowe mordowanie i przyczynianie się do cierpienia niewinnych istot z miłosierdziem i szacunkiem. Warto tutaj przytoczyć słowa żydowskiego noblisty, Isaaca Bashevisa Singera, który zauważył, że „Dla zwierząt wszyscy ludzie to naziści, a ich życie – to wieczna Treblinka”.

Książka Hołowni to popularyzatorska, wyraźnie komercyjna, realizacja teologicznej quasi-rozprawy, nastawiona nie tyle na przekonywanie o tytułowej boskości zwierząt, ile na zachęcanie do refleksji nad jedzeniem mięsa i wyzyskiem zwierząt. Książka wpisuje się z jednej strony w ekologiczno-wegetariański nurt publicystyki politycznej, a z drugiej przybiera cechy katolickiego manifestu. Choć bycie „pro” utożsamiane jest z lewicą (na co zwraca uwagę Hołownia, negując sensowność takiego postrzegania), to oparcie ekologicznych rozważań na kanwie nauki Kościoła znajduje w czytelniku zrozumienie. Książkę czyta się w przejęciu i zainteresowaniu, jednak jej rozpiętość (pomieszanie kwestii teologicznej (a właściwie transcendencji) z ekologiczno-wegetariańską publicystyką) sprawia, że momentami ma się wrażenie wyraźnego chaosu i informacyjnego misz-maszu. Hołownia przekonuje bowiem do swoich racji raz filozofią, raz wzbudzaniem litości, a jeszcze innym razem danymi i faktami naukowymi, tak, by każdy odbiorca poczuł się nakłoniony do refleksji nad własnym postępowaniem. Otrzymujemy zatem publikację o chaotycznej strukturze informacji, napisaną nie tyle w celach naukowych czy filozoficznych, ile komercyjnych. Oczywiście nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie – brawa za walkę o prawa zwierząt i podkreślanie ich znaczenia. Chciałbym jednak zaznaczyć, że recenzowaną książkę należy czytać wyłącznie jako wydawnictwo popularyzatorskie.

4/6

Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak.

Komentarze

Prześlij komentarz