Przejdź do głównej zawartości

392. Szkiełko i oko. Melanie Barnum „Księga symboli intuicyjnych”

Na początku muszę podkreślić jedną rzecz – trafiłem na Księgę symboli intuicyjnych zupełnie omyłkowo. Czytając opis wydawniczy tej książki, a także sugerując się jej okładką, utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to publikacja, która traktuje o podświadomie odbieranych przez nasz mózg symbolach. Jakie było moje zdziwienie, gdy ostatecznie wydawnictwo okazało się traktować nie tyle o psychologiczno-kulturowych mechanizmach, sprawiających, że każdego dnia chłoniemy i interpretujemy różne znaki i obrazy, ile o ezoterycznym procesie odczytywania przekazów mediumicznych. 

Być może to niezbyt profesjonalne z mojej strony, ale muszę to podkreślić: nie czuję się kompetentny, by merytorycznie oceniać czy wartościować przekazane w tej książce informacje. Tak jak wspomniałem, sięgając po nią, spodziewałem się zupełnie innych treści, związanych z opartymi na naukowych badaniach faktami, niż te, które ostatecznie dostałem. Nie ukrywam jednak, że dużo w tym winy samego wydawnictwa, które przygotowało na tyle niejasny (czy też mijający się z prawdą) opis, że łatwo o niepoprawne zrozumienie przeznaczenia książki. Przytoczmy fragment: „Widzisz codziennie, w drodze do pracy, na opakowaniu swoich ulubionych płatków śniadaniowych, czy na metce nowych spodni. To symbole, które w prosty i jednoznaczny sposób przekazują Ci jakąś informację. Ale czy wiesz, że oprócz milionów symboli dosłownych i jednoznacznych, istnieją również takie, które odbierane są wyłącznie przez Twoją intuicję?”. Nawet teraz, już po lekturze, czytając ten fragment, nie mogę uwolnić się od przekonania, że traktuje on o zupełnie innej publikacji, niż ta, z którą miałem okazję się zapoznać. Choć nikogo bynajmniej nie obwiniam (mogłem zajrzeć na stronę wydawnictwa, zapoznać się z ofertą), do nikogo nie majac przy tym pretensji, to muszę podkreślić, że czuję się nieco oszukany. Ale mniejsza z tym, przejdźmy do samej książki. 

Spełnianie celów

Księga symboli intuicyjnych to wydawnictwo poświęcone tytułowym symbolom, które autorka definiuje jako „(...) czasami tajemnicze, a czasami powszechnie znane kryptogramy rozsiane w naszym życiu, obecne bez względu na to, czy je rozpoznany, czy też nie”. Jak zauważa, otaczają nas każdego dnia, jednak by je dostrzec, należy posiąść odpowiednią – dostarczaną skądinąd przez recenzowaną książkę – wiedzę. Poznanie zasad interpretowania otaczających nas symboli pozwala na kontaktowanie się z zaświatami oraz pomaga „przeżyć pełniejsze i mądrzejsze życie”, w którym, przyswoiwszy uprzednio konkretny zbiór informacji i praktycznych umiejętności, możemy nie tylko dostrzegać ukryte znaczenia, mające wpływ na naszą rzeczywistość, ale także uzyskiwać pomoc od „duchowych przewodników, aniołów oraz zmarłych bliskich”. Należy bowiem zaznaczyć, że zdolność współpracowania z wymienionymi bytami zdaniem przytaczanego przez autorkę Rudolfa Steinera umożliwia „sukcesywne spełnianie naszych celów”. Przywołuję te słowa nie bez powodu, bo zdają się znamienne dla recenzowanego tytułu. Cała teoria zebrana w Księdze symboli intuicyjnych ma bowiem ułatwić (choć należałoby raczej powiedzieć: udoskonalić) nasze życie, sprawiając, że będziemy w stanie interpretować docierające do nas symbole, tak, by wiedzieć na przykład, że „wspólne przygotowanie obiadu pomoże (...) zacieśnić więzi” z członkami rodziny, a pomyślenie o kimś może oznaczać konieczność skontaktowania się z tą osobą.

Mędrca szkiełko i oko

Choć starałem się czytać tę książkę absolutnie poważnie i z szacunkiem do rozważań autorki, wielokrotnie nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. To, co dyskredytuje Księgę symboli intuicyjnych, to bynajmniej nie tematyka (jak mógłby powiedzieć mniej otwarty i tolerancyjny czytelnik), tylko jej realizacja: za dużo w przedstawionych rozważaniach banału, ogólników, powierzchowności i ustępów, które nie wnoszą absolutnie niczego. O ile, za sprawą sensownej argumentacji, można przyjąć, że odczytywanie ukrytych znaczeń – wysyłanych choćby od aniołów i od zmarłych – ma sens, o tyle nie sposób dać wiary w to, że przejście przez kryzys finansowy suchą nogą za sprawą niezdecydowanie się w przeszłości na kupno większego (a zatem droższego!) domu wynika ze słuchania mediumicznych zmysłów, które podpowiedziały kupno mniejszej (a zatem tańszej!) posiadłości; autorka, przywołując sytuację wyboru domu, interpretuje dostrzeżenie rzekomego symbolu wspomnieniem: „podświadomie czułam jak kocyk mnie otula”. Podobnie sytuacja wygląda z kwestią piosenki Jacksona: jeżeli, drogi czytelniku, słyszysz często w myślach piosenkę „Dirty Diana”, to może „być to znak, że jeśli poznasz w przyszłości kobietę o imieniu Diana, nie powinieneś się z nią wiązać, ponieważ ta relacja będzie toksyczna”. Choć możecie mnie uznać za niewiernego Tomasza lub mickiewiczowskiego mędrca, do którego przemawia wyłącznie szkiełko i oko, to nie potrafię przekonać się do sugerowanych przez Barnum tez. Wydają się zbyt błahe, przeinterpretowane i w wielu razach po prostu przekłamane.

Uściślijmy: nie neguję opisanych praktyk czy przekonań (nie mam do tego kompetencji); podkreślam tylko, że trudno uwierzyć w coś, co często trąci tak strasznym banałem i wtórnością. Choć autorka zastrzega, że najistotniejsze jest wsłuchiwanie się we własne ciało i zmysły, to ostateczne rozpoznania różnych wizji i symboli pozostają w sferze szablonowości: dostrzeżenie gołębia oznacza konieczność zawieszenia broni, kościoła potrzebę nawrócenia lub modlitwy, aureoli poczucie oświecenia, a krzyża sugestię zwrócenia się o pomoc do Boga. Nie ma miejsca na żadną indywidualność czy transcendentną relację. Jest za to zbiór komunałów i quasi-prawd.

1/6

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

Komentarze