Przejdź do głównej zawartości

391. Zaradzanie złu. Marcin Pilis „Zemsta kobiet”

Po lekturze „Zemsty kobiet” zmagam się z przedziwnym dysonansem. Z jednej strony odczuwam wyraźne rozczarowanie przeczytaną powieścią, a z drugiej wydaje mi się, że nie mam ku temu żadnych powodów – to, co Marcin Pilis obiecał, podając informacje o nowej książce w różnych wywiadach, zostało ostatecznie spełnione. Moglibyśmy zatem uznać, że pisarz wywiązał się z obowiązku dostarczenia czytelnikowi takiej publikacji, jakiej ten oczekiwał, dokonując zakupu.  Pamiętając jednak fenomenalną „Łąkę umarłych”, nie mogę uwolnić się od przekonania, że można było w tym wypadku jeszcze lepiej, jeszcze ciekawiej – wszak Pilis to świetny prozaik, któremu z wielką lekkością przychodzi kreślenie wiarygodnych i przejmujących portretów psychologicznych. 

Pisząc o „Zemście kobiet”, nie bez powodu przywołuję konsumencką relację między czytelnikiem (klientem) a autorem. Traktując publikację książkową jako produkt, co jest nieuniknione na rynku wydawniczym, można mierzyć jej status nie tylko wartością literacką lub artystyczną, ale również sukcesem komercyjnym. W tym wypadku na obu polach wróżę Pilisowi niemały sukces – powieść została ciekawie poprowadzona i dobrze zrealizowana; intryguje – jak w „Łące umarłych” – przede wszystkim przekonującym obrazem psychiki bohaterów. Potencjalnemu zainteresowaniu książką zdaje się sprzyjać również jej gatunkowość: pisarz napisał bowiem powieść pod szerokie grono odbiorców, głównie za sprawą obudowania ważnego obyczajowego wątku kryminalną intrygą. Takie połączenie – skądinąd bardzo popularne  – sprawia, że „Zemstę kobiet” czyta się w dużym napięciu, niemal jak opowieść sensacyjną, choć nie można powiedzieć, że emocje, jakie towarzyszą lekturze, są przyjemne czy odprężające.

Pięta Achillesowa

Niemałym problemem dla wielu pisarzy okazuje się wymyślenie lub dopasowanie tytułu do napisanej książki. Swego czasu, chwilę przed premierą, także Pilis próbował podołać temu wyzwaniu, prosząc czytelników – być może symbolicznie – o pomoc. Wskazał wówczas dwie możliwości (w tym „Zemstę kobiet”), pytając o to, która z nich jest lepsza. Oczywiście udzielenie ewentualnych wskazówek było o tyle trudne, o ile nie sposób mówić o powieści, której się nie czytało, jednak ostatecznie wybrana wersja – co uzmysłowiłem sobie niedawno, podczas lektury – okazała się całkowicie nietrafiona. Dlaczego? Zbyt dużo zdradza i otwarcie sugeruje. Czytając recenzowaną książkę, nie mogłem abstrahować od wrażenia, że wiem, jaki będzie jej finał – właśnie za sprawą wiele zdradzającego tytułu. Wprawdzie można po cichu liczyć, że autor zaskoczy, że ostateczna relacja między tytułową zemstą a sytuacją bohaterek nie będzie tak oczywista i dosłowna, jak można by przypuszczać, jednak sposób budowania napięcia i kolejne wydarzenia nie pozostawiają wątpliwości, że o żadnej przewrotnej konwencji nie ma mowy; tak, jak bardziej przenikliwy odbiorca już na początku lektury założy, tak ostatecznie będzie. Nie sposób zatem nie odnieść wrażenia, że już na poziomie tytułu mamy do czynienia ze swoistym autospoilerem, który jest o tyle denerwujący i rozczarowujący, o ile sama intryga została fenomenalnie i ciekawie poprowadzona.

Pilis, podobnie jak w „Łące umarłych” i „Relikwiach”, sprawnie operuje fabułą, umiejętnie i naturalnie zwodzi oczekiwania czytelnika. W jego książce niby nie dzieje się za wiele (takie poczucie wywołuje szeroko zakrojony wątek społeczno-obyczajowy, który zdaje się na pierwszy rzut oka dominować), jednak sama akcja „Zemsty kobiet” przynosi sporo zaskakujących – typowych dla powieści sensacyjnych – rozwiązań (mam na myśli nie tylko porwania, pościgi i ucieczki, ale również nagłe zwroty akcji oraz tempo opowieści). Tym bardziej trudno zrozumieć, dlaczego autor zdecydował się na tak oczywisty i ograniczający finalne wrażenie tytuł; podczas, gdy jego książka stroni od oczywistości i banału, pozostając skomplikowaną, wielopiętrową narracją, zbudowaną z wielu podhistorii, które dopiero z czasem zaczynają się scalać,  rzecz, która powinna być sugestywna, sprawiać wrażenie niedosytu i tajemnicy, okazuje się całkowicie deziluzyjna względem fabuły. Przypuszczam, że wpływ na wybór miały kwestie marketingowe: „Zemsta kobiet” dobrze wpisuje się w ofertę Liry, wydawnictwa, którego odbiorcami pozostają – jak się wydaje  – głównie kobiety.

Suma doświadczeń

Pisarz znakomicie prowadzi kreacje postaci. Choć wydawać by się mogło, że w recenzowanej książce najważniejsza jest sama intryga, ze względu na jej spektakularność i rozmach, to na pierwszy plan wychodzą przede wszystkim losy bohaterów i ich wewnętrzne przeżycia. Podobnie jak w przywołanej już kilkukrotnie „Łące umarłych”, autor dosadnie przedstawia zawiłość ludzkiej psychiki i mechanizmy, które wpływają na nasze decyzje. W „Zemście kobiet” doświadczeniem granicznym dla bohaterów staje się upokorzenie, rozumiane jednak nie jako pojedyncze wydarzenie, tylko jako suma przeżyć – ma charakter linearny, nie punktowy. Ta ciągłość odgrywa niemałe znaczenie, bo wpływa na postrzeganie postaci, zdaje się tłumaczyć ich zachowania. Pilis opowiada o świecie, w którym kobieta (ale nie tylko, choć ona w największym stopniu) zostaje pozbawiona praw, przestaje być podmiotem, a staje się zabawką, pacynką w rękach mężczyzn – zarówno tych wysoko postawionych, powiązanych ze światem mafii, jak i nieudaczników, dominujących dzięki sile i zdolności do czynienia przemocy. To rzeczywistość nie tyle patriarchalna, ile całkowicie niewolnicza, gangsterka – mężczyźni, w tym nierzadko ojcowie względem swoich córek, decydują, co danej kobiecie jest pisane – prostytucja, usługiwanie lub bycie towarem. Choć Pilis nie przedstawia wykreowanej historii przez pryzmat typowych dla kryminałów konwencji, to jego książka w wielu miejscach zbliża się do powieści choćby Harlana Cobena – najpewniej za sprawą ukazywania podziemnego światka, nielegalnych interesów, wewnątrzśrodowiskowych porachunków oraz skrojonych pod opowieść sensacyjną postaci. To, co wyróżnia „Zemstę kobiet” z tego typu książek, to położenie nacisku nie na wartką akcję (jako wartość autoteliczną), tylko na dokładne zobrazowanie psychiki bohaterów (na co na ogół nie ma czasu w powieściach kryminalnych).

Przerwany dyktat

Dla postaci Pilisa momentem przełomowym staje się feministyczne poczucie solidarności. Choć bohaterki doświadczały szeregu przykrości i upokorzeń ze strony mężczyzn, nie potrafiły (nie chciały?) wyrwać się z opresji – niekiedy przez poczucie niskiej wartości, innym razem przez uwikłanie w mafijny półświatek. To, co dotykało ich ze strony oprawców, nie znajdywało odbicia w działaniu – gwałt kończył się milczeniem, zmuszanie do prostytucji cichym przyzwoleniem, przemoc podporządkowaniem, a ubezwłasnowolnienie pokorną aprobatą. Dopiero współdziałanie, spowodowane współczuciem, poczuciem zrozumienia i dostrzeżeniem współodpowiedzialności, pozwoliło przerwać męski dyktat; nie walka o własną godność, tylko potrzeba kobiecej solidarności stała się tą siłą, która była w stanie przywrócić ofiarom podmiotowość oraz zniszczyć narzucony porządek. Pilis skonstruował „Zemstę kobiet” w taki sposób, że czytelnik najpierw poznaje dramaty poszczególnych postaci, ich niską pozycję w patriarchalnej rzeczywistości, a dopiero potem dostrzega rodzącą się między nimi relację – jak już wspomniałem, w gruncie rzeczy feministyczną. Choć przedstawiona opowieść przeraża okrucieństwem, to książka mimo wszystko pozostawia czytelnika w nadziei – na to, że współpracą i solidarnością można skutecznie przeciwstawiać się złu.

4/6

Za książkę dziękuję wydawnictwu Lira.

Komentarze