Przejdź do głównej zawartości

344. Świeże spojrzenia. Leszek Kołakowski „Wejście i wyjście oraz inne utwory ku przestrodze i dla zabawy”

Leszka Kołakowskiego nie trzeba nikomu przedstawiać. Wybitny myśliciel, filozof w tym tomie daje się poznać z nieco innej, acz równie interesującej, strony – bardziej zabawnej, emanującej humorem i ironicznym podejściem do spraw jak najbardziej poważnych. Wejście i wyjście oraz inne utwory ku przestrodze i dla zabawy to bowiem zbiór tekstów –  w wielu wypadkach dotąd niepublikowanych – poetyckich, eseistycznych, teatralnych i satyrycznych, dotyczących istotnych zagadnień z życia literackiego, społecznego, językowego czy kulturowego, związanych niekiedy dość mocno z konkretnymi postaciami czy sytuacjami. 

Czytanie zebranych w tej książce prac i utworów ma charakter ożywczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że może brzmieć to nieco dziwnie, jednak w istocie tak jest. Nie raz, nie dwa podczas lektury przyłapywałem się na tym, że albo daję się „urobić” literackim wybiegom i sposobom gry z czytelnikiem, albo wprawić w swoiste osłupienie, wynikające z poczucia oświecenia. Oba stany wynikają z kilku cech recenzowanej pozycji, jednak mają wspólny mianownik – niezwykłą literacką sprawność Kołakowskiego, jego umiejętności nie tylko czysto językowe, ale również na swój sposób retoryczne; metody, które wybiera, by opowiedzieć konkretną historię lub zabrać głos w jakiejś sprawie, zaskakują przede wszystkim pomysłowością, niebanalnością, wizyjnością oraz lekkością, co sprawia, że Wejście i wyjście oraz inne utwory ku przestrodze i dla zabawy właściwie – o ile mogę tak powiedzieć – pochłania się z zapartym tchem. Książka została podzielona na kilka części, wydzielonych podług przynależności gatunkowej. Dostajemy w rezultacie między innymi utwory dramatyczne, poetyckie, satyryczne, eseistyczne i krytyczne, których wspólną cechą okazuje się humor i wyraźnie ironiczne podejście. 

Istotnym elementem recenzowanej książki są zebrane w drugiej części wiersze okolicznościowe, jakie Kołakowski pisywał z okazji rozmaitych jubileuszy. Pojawiają się utwory, które zostały napisane na przykład o Józefie Tischnerze, Czesławie Miłoszu (którego podmiot opisuje bardzo interesująco, bo ukazuje noblistę jako tego, który składa się z dwóch osobowości: pewnej siebie, dominującej oraz wycofanej, obcej) oraz Zbigniewie Ogonowskim. Poza wierszami dedykowanymi konkretnym osobom zamieszczone są również teksty poświęcone bliskim autorowi instytucjom – w tym wypadku nieśmiertelnemu „Tygodnikowi Powszechnemu”, bo – za wierszem – Z badań naukowych niezbicie wynika,/ Że wszystko się starzeje oprócz „Tygodnika” oraz wydawnictwu Znak. Dalej pojawia się Odpowiedź na wyzwanie Stanisława Barańczaka, podejmująca – jak się wydaje – dyskusję ze stylem wspomnianego w tytule poety, wyrażoną na przykład w charakterystycznym dla Barańczaka sposobie rymowania, obecnym również i w utworze Kołakowskiego (między innymi: „cietrzew” – „zetrze w”). Jeszcze wcześniej pojawiają się inne formy poetyckie, znacznie mniej żartobliwie traktowane – przekłady z francuskiego i rosyjskiego. Niezależnie jednak od położenia autora w stosunku do danego utworu, wszystkie teksty dają wyraz nie tylko umiejętności literackich i tłumaczeniowych Kołakowskiego, ale również bogatego zasobu słownictwa oraz inteligentnego poczucia humoru, widocznego głównie w dedykowanych pracach. 

Najciekawsza wydaje się jednak część, w której zebrane są satyry, groteski i autoparodie, będące z jednej strony tekstami czytanymi przez śmiech, jak utwór będący rozmową urzędnika z obywatelem, z której dowiadujemy się o reformie pracy na uniwersytetach, a z drugiej przyczynkami do głębokiej refleksji nad konkretnymi sytuacjami, postawami oraz typami. Te utwory zdają się mocno osadzone w naszej rzeczywistości (i to nie tylko tej historycznej!), a poruszane problemy – jak cenzura, nastroje społeczne, niepunktualność czy snobizm – okazują się jak najbardziej aktualne i bieżące. Kołakowski prowadzi obserwacje bardzo szeroko, docierając do meritum, istoty zagadnienia, a zdystansowana, nieco ironiczna postawa – jak u Tyrmanda w Cywilizacji komunizmu – pozwala czytelnikowi na pozornie „lżejsze” czytanie. Te teksty jednak dotyczą naprawdę poważnych zjawisk, a ich realizacja świadczy o tym, że autor – wbrew względnie niezobowiązującej formie – podchodzi do nich równie skrupulatnie. By nie być gołosłownym – Przyczynek do mowy parweniusza, w którym Kołakowski zastanawia się nad stanem mowy ojczystej, nacechowanej wizją pseudointeligenckiej wariantywności języka, śmiało mógłby posłużyć jako tekst akademicki, służący refleksji nad stanem polszczyzny, zwłaszcza w kontekście normy uzualnej. 

6/6

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

Komentarze