Przejdź do głównej zawartości

259. Christine von Brühl "Jak przestałam być arystokratką"

Mógłbym powiedzieć, że wymowę tej książki przeczułem na długo przed momentem, w którym przeczytałem jej ostatnie zdanie. Tak, to jedna z tych historii, którą, przy odrobinie przenikliwości, można przewidzieć, bazując wyłącznie na powierzchownych informacjach, na szkielecie – opisie. 

Jak przestałam być arystokratką to opowieść o tym, co się dzieje – zarówno z poszczególną osobą, jak i z jakąś grupą – gdy ma miejsce sytuacja, która nie powinna się wydarzyć. To dość uniwersalne, jednak w tym przypadku odnosi się to do miłości międzystanowej, pragnienia wyjścia poza schemat, w którym jest się zakotwiczonym nie tylko przez pochodzenie, ale przede wszystkim przez konwenanse, obawy i tradycje, której zdaję się być podporządkowany świat. Bohaterka, którą jest sama autorka, przedstawia czytelnikowi historię opowiadającą o tym, jak wbrew otoczeniu i lękom, wyrywa się z arystokratycznego środowiska, podejmując decyzje motywowane wyłącznie własnymi uczuciami oraz potrzebami.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że jest to książka, która zaskakuje. Jak spostrzegłem we wstępie, bazując na tym, co wydawca udostępnił w opisie, prędko można domyślić się, co stanowi istotę recenzowanej pozycji. I tak było w moim przypadku. Należy zaznaczyć, że Jak przestałam być arystokratką pod wieloma względami kreśli wizję dość prostą, oczywistą, typową, przedstawiając takie obrazy, które wpisują się w dobrze znane klamry. Opowiada bowiem historię, w której, by odnaleźć szczęście, spełnić własne pragnienia, odczuć spełnienie, jednostka musi stanąć w kontrze do szerokiej grupy społecznej, skazując tym siebie na niemałe konsekwencje. Christine von Brühl decydując się na niearystokratyczne życie, podejmując się czynności, których raczej wystrzegają się ludzie jej podobni, wstępując w związek z osobą, z którą nie dzieli grupy społecznej, skazuje siebie na swoistą banicję, odtrącenie klasowe, realizujące się na bardzo wielu płaszczyznach. Mimo to, wbrew realnym obawom, pozostaje wierna własnym ideałom, ponad wszystko ceniąc niezależność oraz miłość. Brzmi dość sztampowo, raczej nieciekawie, jednak dzięki panoramie arystokratycznego  społeczeństwa oraz poprowadzeniu tej opowieści przez różne warstwy społeczne, ostatecznie otrzymujemy dosadny obraz dotyczący między innymi tego, jak tradycja i poczucie obowiązku względem własnego pochodzenia zacieśniają percepcję oraz ograniczają wybory.

Christine von Brühl bazuje na ukazywaniu arystokratycznych zasad i wartości, stawiając je w kontrze do własnych pragnień. W ten sposób portretuje rozbieżność, która pojawia się, gdy jednostka kieruje się innymi zasadami, niż te, które wynikają z przynależności do grupy społecznej, której jest częścią. Co ważne, nie neguje ich, nie ocenia, spostrzega wyłącznie ich istotę oraz to, jak wielce determinują dość znaczące decyzje. Bo świat, który czytelnikowi przybliża, to rzeczywistość podporządkowana regułom, etykiecie, konwenansom, pochodzeniu oraz wszystkiemu temu, co wynika z tradycji, z poczucia przynależności. Brak w niej możliwości poszerzania pola akceptacji, redefiniowania wartości czy pryncypiów. Można się albo wpasować w to, co uznawane jest za odpowiednie, podążając tym ścieżką tradycji i akceptacji, albo nie, skazując siebie na społeczną alienację. Bohaterka recenzowanej opowieści, decydując się na drugą ewentualność, doświadcza przede wszystkim obaw, które wynikają z niedostosowywania się do świata, który dotąd stanowił o niej samej. Stając do niego w opozycji, umiejscawia siebie na zupełnie obcej pozycji, zobowiązując samą siebie do poszukiwania rozwiązań oraz nowych możliwości.

Jak przestałam być arystokratką to opowieść, która realizuje się dwutorowo. Opowiada bowiem, niezbyt udanie, zbyt obszernie, historię Christine, powielając wszystko to, co zostało dotąd powiedziane (o ryzykownej decyzji, o walczeniu o swoje, o sprzeciwianie się zastanym wartościom, o możności decydowania o własnym życiu). Jednocześnie jest to podparte niesamowitym fundamentem, którym jest obraz świata arystokratycznego, ukazujący jego realia w pełnej krasie. Trudno zatem jednoznacznie powiedzieć, czy któraś z tych płaszczyzn dominuje. Myślę, że opinia czytelnika wynikać będzie z nastawienia, z którym zasiądzie do lektury. Jeśli ktoś oczekuje ciekawych fabularnych rozwiązań, zawiedzie się; jeśli jest zaś nastawiony na społeczne obserwacje, odczuwać powinien satysfakcję. Tak więc lektury bynajmniej nie odradzam. Zastanówcie się jednak, drodzy Czytelnicy, która z potrzeb jest Wam bliższa.

3/6

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Prozami

Komentarze