Przejdź do głównej zawartości

Być moralnie (nie)wyspanym. Zofia Szymanowska „Opowieść o naszym domu”

Tak naprawdę już po zapoznaniu się z tytułem książki „Opowieść o naszym domu” Zofii Szymanowskiej można wnioskować, w jaki sposób autorka, siostra wybitnego kompozytora, Karola Szymanowskiego, będzie prowadziła opowieść o przeszłości. Lwia część tego typu wspomnień przebiega podobnie: zawsze jest wyidealizowany obraz domu rodzinnego, przywoływanie sielskich, długich dni dzieciństwa, które mijały na zabawach we wspaniałych okolicznościach przyrody, a także ukazywanie członków rodziny i przyjaciół jako niezwykle pogodnych, ciepłych i wyjątkowych ludzi. To wszystko prowadzi na ogół do wniosku, że pierwsze lata życia były absolutnie wyjątkowe, a czasy, w których się dorastało, pozostają mityczne – jako spokojny, beztroski, wspaniały okres. Abstrahując od oceny takiej perspektywy, trzeba przyznać, że Zofia Szymanowska w dużej mierze wpisuje swoją opowieść w podobny schemat. Jej wspomnienie domu w Tymoszówce to przywoływanie z pamięci nieistniejącego już świata, w którym można było w sposób nieskrępowany „chłonąć radość” i zatapiać się w myślach płynących „leniwie i pogodnie jak lazurowe obłoki po wieczornym niebie”. 

Tymoszówki już nie ma

Jako że Karol Szymanowski jest sławnym kompozytorem, wymienianym wśród Fryderyka Chopina jako jeden z najwybitniejszych polskich twórców, lektura „Opowieści o naszym domu” może wydawać się czytelnikowi interesująca. I w istocie tak jest – książka jest bardzo ciekawa, czyta się ją dobrze, choć miejscami może być postrzegana jako za bardzo sentymentalna czy powierzchowna. Autorka nie próbuje bowiem generalizować i nie wykazuje ambicji tworzenia portretu epoki czy biografii rodziny, a jedynie skupia się na własnych emocjach i odczuciach. Jej wspomnienia nie są bynajmniej próbą uporządkowania faktów i obrazów z przeszłości, brak w nich analitycznej perspektywy czy chłodnego, obiektywnego klasyfikowania zdarzeń, przez co nie sposób mówić o recenzowanej publikacji jako o wydawnictwie, które rzuca nowe światło na życie wybitnego kompozytora. Owszem, Szymanowska dużo uwagi poświęca swojemu bratu, ale robi to nie dla pokazania odbiorcy procesu kształtowania się jego osobowości, a dla samej retrospekcji – jako wartości samej w sobie. Autorka, przywołując obrazy z domu rodzinnego, chce upamiętnić nie tyle konkretne zdarzenia czy wybrane osoby (rodzeństwo, rodziców, przyjaciół itp.), ile cały dawny świat, „do którego powracaliśmy zawsze z gwarnych bezdroży świata – i do którego chcieliśmy powrócić o zmierzchu”, lecz „Tymoszówki już nie ma”. Z tego też powodu jej opowieść o domu rodzinnym zwraca się ku wielu, nie zawsze dla czytelnika istotnym, elementom: zarówno do opisu relacji między członkami rodziny („Wiele czasu poświęcał papa wychowywaniu i kształceniu dzieci. Był pełen młodości i życia. Uczył się z dziećmi i bawił się z nimi”) i sposobu spędzania wolnego czasu, jak i przedstawienia architektoniczno-przyrodniczych cech Tymoszówki („Dom był parterowy, z jasnym dachem, z jednej strony otoczony lipami, a z drugiej osłaniały go również lipy i dwa stare orzechowe drzewa, osypane owocem co roku”) oraz stosunków ze służbą („Gdy obejrzę się poza siebie w dal tak słoneczną, iż od jej blasku łzami zachodzą oczy – przesuwa się ich [służących] przede mną cały szereg – związanych z nami na dolę i niedolę, oddanych bez zastrzeżeń, służbiście poufałych, kochanych i wiernych”). Wszystkie ukazywane w książce postaci i zdarzenia są w związku z tym przywoływane w sposób demokratyczny, bez żadnej gradacji czy wartościowania – choć najwięcej uwagi Szymanowska poświęca oczywiście znanemu bratu, to „Opowieść o naszym domu” ujmuje go nie tyle jako znanego kompozytora, ile członka rodziny, kogoś, z kim spędziło się dzieciństwo. 

Opowiedzieć dzieciństwo

Charakterystyczna dla wspomnień autorki jest szczegółowość i wybiórczość opisu. Wprawdzie można by w wielu miejscach pogłębić przedstawiane historie, przywołując większą liczbę faktów czy detali (tak, by portretowane osoby wydawały się bardziej konkretne, obecne w wyobraźni czytającego, a mniej zapośredniczone we wspomnieniach Szymanowskiej), kosztem nie zawsze istotnych informacji, jednak tak się nie dzieje. Jeśli zostaje przedstawiony na przykład zapach perkalowego kota, to nie dlatego, że okazuje się on ważny dla wymowy całej książki, ale dlatego, że jest ważny dla samej autorki – jej celem nie jest bowiem próba biograficznego ujęcia domu rodzinnego i jego członków, ale sentymentalna retrospekcja, emocjonalny powrót do lat dziecięcych. W tym sensie prezentowana opowieść jest nastawiona nie na czytelników, a na twórczynię – Szymanowska chce nie tyle zaprezentować coś innym ludziom, poszerzyć biografię brata czy zaprezentować samą siebie, ile utrwalić i zatrzymać w czasie nieistniejący już świat własnej młodości, opowiedzieć go sobie na nowo.

Choć wielu z nas, myśląc o swoim dzieciństwie, przywoływałoby podobne obrazy, to „Opowieść o naszym domu” nie jest banalna. O ile sam sposób przedstawienia pierwszych lat życia wpisuje się w dobrze znany wspominkowy schemat, o tyle mnogość przywoływanych przez Szymanowską osób intryguje. Z racji tego, że członkowie „tymoszowieckiego domu na dźwięk muzyki wpełzali do salonu jak węże czarowane pieśnią zaklinacza”, a do tego prowadzili bogate życie towarzyskie, to często gościli znanych muzyków – nierzadko sam „Artur [Rubinstein] zasiadał do fortepianu”. Lista gości jest jednak zdecydowanie dłuższa, a do tego znajdują się na niej nie tylko kompozytorzy (poza Rubinsteinem można wymienić Pawła Kochańskiego), ale również pedagodzy (Henryk Neuhaus) oraz literaci („Do Tymoszówki przyjeżdżał nieraz latem miły towarzysz naszych zabaw i nastrojów, Jaroś Iwaszkiewicz”). To właśnie wspomnienie ich obecności sprawia, że opisywany dom rodzinny jawi się nie tylko jako wyjątkowy i ciepły, ale również jako miejsce „wypoczynku i spokojnej pracy”, bez którego Szymanowski – jak sam twierdził – byłby „moralnie niewyspany”.

Komentarze