Przejdź do głównej zawartości

Niesamowity świat. Andrés Ruzo „Wrząca rzeka. Historia niebywałego odkrycia”

Andrés Ruzo w epilogu konstatuje: „świat (...) jest znacznie bardziej niesamowity, niż mi się to kiedykolwiek wydawało”. Ta z pozoru błaha refleksja wydaje się dobrze podsumowywać prowadzone we „Wrzącej rzece” rozważania. Wyraża bowiem sens całego namysłu nad tytułowym zjawiskiem, prowadzonym na różnych polach – naukowym, antropologicznym i filozoficznym.

„Wrząca rzeka” to książka ciekawa z kilku względów. Po pierwsze, interesująca wydaje się już jej przynależność gatunkowa: nie sposób jednoznacznie orzec, czy to pozycja naukowa, czy eseistyczna. Powiedziałbym raczej, że to zapis wykładu, prelekcji, może dłuższy popularnonaukowy artykuł – taki, który z jednej strony dość szeroko ukazuje omawiane zjawisko, a z drugiej nie wymaga od czytelnika specjalistycznej wiedzy czy cierpliwości do analitycznych opisów. Ruzo snuje narrację o prowadzonych przez siebie badaniach niezobowiązująco, niekiedy nawet w sposób felietonowy – pozwala sobie na rozliczne dygresje, retoryczne pytania, literackie wybiegi. Choć dąży do stricte naukowych wniosków, wykalkulowanego, chłodnego, nastawionego na konkret sposobu mówienia o świecie, to pozwala sobie na anegdoty i filozoficzne rozmyślania; tak, jakby to, co próbuje opisać, nie mieściło się w jednej metodyce, w jednej wizji rzeczywistości. Po drugie, książka ukazała się w serii TED Books, która zbiera dość osobliwe publikacje: krótkie („można je przeczytać za jednym posiedzeniem”), jednak inspirujące, zmuszające do skonfrontowania własnych wyobrażeń z innymi perspektywami. W tym wypadku dostajemy obraz nietypowego zjawiska, w które trudno autorowi uwierzyć – choć chciałby, by jego domysły okazały się prawdziwe (udowodnienie, że za stan rzeki nie odpowiada człowiek, tylko natura), jednak jako naukowiec musi pozostać czujny, zdystansowany. W toku badań dochodzą do głosu nie tylko wyniki pomiarów czy analiz geotermalnych, ale także wierzenia amazońskich plemion i legendy, jakie wiążą się z niezwykłą rzeką. Po trzecie, właśnie ta mieszana perspektywa (z jednej strony powątpiewającego, opierającego swoje rozmyślania na chłodnej kalkulacji naukowca, a z drugiej humanisty, osoby z zacięciem antropologicznym) pozwala czytelnikowi szerzej spojrzeć na opisywane zjawisko: właściwie do końca nie wiadomo, czy za wysoką temperaturę wody odpowiadają nieodkryte dotąd złoża termalne, prowadzony w oddali przemysł wydobywczy, czy ponadludzkie, boskie siły.

Nie zamykając się na żadną możliwość i nie odrzucając żadnej argumentacji, Ruzo prowadzi opowieść o wrzącej rzece jako obywatel świata: przemieszcza się w swoich rozmyślaniach po wielu polach i sposobach mówienia o rzeczywistości, zaczynając od dyskursu naukowego, dążącego do konkretu, kończąc na otwartym, filozoficznym ujęciu. Raz portretuje przedstawiane zjawisko za pomocą badań, teoretycznych wyznaczników, opiera ja na wynikach laboratoryjnych obserwacji, innym razem pozostaje w sferze mitu i wierzeń; kończąc eksploatowanie tematu, czuje się w obowiązku – zgodnie ze złożoną wcześniej, podczas prac terenowych na terenie dżungli, obietnicy – wylać próbkę wody do ziemi, tak, by woda mogła „znaleźć drogę powrotną do domu”. Właśnie na tym poziomie książka wydaje się najciekawsza: to, co przede wszystkim przebija do świadomości czytającego, to nie tyle sam fakt wrzącej rzeki, proces poznawania jej tajemnicy, ile podejście autora. Ruzo okazuje się badaczem etycznym, moralnym, odpowiedzialnym nie tylko za rezultaty prowadzonych prac, ale przede wszystkim za drugiego człowieka i jego poczucie godności.

Tyle się słyszy – zarówno dziś, jak i z historii – o ludziach z cywilizowanego zachodu, którzy podporządkowywali sobie mniejsze, mniej rozwinięte kultury, którzy nie potrafili wyjść poza własny punkt widzenia: tłumacząc obce obrzędy i zachowania, pozostawali w obrębie tego, co znali z własnych tradycji, z własnego świata. Badacz pozostaje daleki od takich praktyk, potrafi połączyć to, co racjonalne i w jakiś sposób „nasze” (czyli możliwości, jakie daje nauka), z tym, co duchowe, co wpisane jest w sferę sacrum. Stwierdzając, że „to nasza perspektywa rysuje granicę między tym, co znane i co nieznane, tym, co święte i co błahe, tym, co uznajemy za oczywiste i tym, co musimy jeszcze odkryć”, Ruzo zdaje się pokazywać złożoność rzeczy, które tylko z pozoru mogą wydawać się oczywiste. Wprawdzie naukowiec mógł przyjechać do Amazonii i stwierdzić, że wrząca rzeka to wynik takich a nie innych procesów termalnych, że całe zjawisko, któremu od wieków przypisuje się mityczność i niezwykłość, to tak naprawdę skutek dawno opisanych, sprawdzonych i udowodnionych procesów w głębi ziemi, jednak nie robi tego – wie, że najgorsze, czego mógłby dokonać, próbując poznać i opisać niezbadany fragment rzeczywistości, to kierowanie się własnymi przedzałożeniami i przekonaniami, w myśl których „mądry człowiek z zachodu wie lepiej”. Dlatego też tak ważne w jego opowieści wydaje się spostrzeżenie o tym, że „miejsca, które mają (...) znaczenie naukowe” dla innych „są niezwykle ważne pod względem duchowym”. I o tym, zarówno czytając tę książkę, jak i wchodząc w relację z innymi ludźmi, należy pamiętać.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Relacja.

Komentarze