Przejdź do głównej zawartości

Pozory nadziei. Charles Dickens, Wilkie Collins „Bez wyjścia”

W książce Dickensa i Collinsa czytelnik znajdzie wszystko to, czego najpewniej oczekiwał, sięgając po „Bez wyjścia”: wielkie, egzystencjalne rozterki, rozdmuchane do granic możliwości problemy, baśniową atmosferę, romanse i podróże.

Wędrowiec nad morzem mgły

Gdyby trzeba było spróbować wyrazić problematykę recenzowanej powieści obrazem, tak by użyć jak najmniej słów, a bazować wyłącznie na tym, co kulturowo symboliczne, podatne na interpretacje i obrastanie kontekstami, to bez wątpienia można by przywołać wykorzystany na okładce obraz niemieckiego malarza Caspara Davida Friedricha „Wędrowiec nad morzem mgły”. Postać utożsamiana z uduchowionym marzycielem, romantykiem i idealistą zdaje się doskonale wpisywać w nastrój dzieła Dickensa i Collinsa – „Bez wyjścia” powiela bowiem wizję nierealnego, w pewnym sensie nierzeczywistego świata, w którym bohaterowie zdają się nie tyle funkcjonować, ile wypełniać misje; nie ma w tej literackiej rzeczywistości miejsca na nijakość, powszedniość czy zwyczajność: mężczyźni unoszą się honorem, mają do wykonania wiekopomne zadania, jakieś ważne cele, a kobiety pozostają bezradne. Oczywiście – ustalmy – nie sposób traktować tego stanu rzeczy jako zarzutu, czegoś, co wzbudza w czytelniku opór lub niechęć. Wręcz przeciwnie. Odbiorca, czytając o dalekich przeprawach i moralnych – choć na pozór prostych, być może nawet banalnych – rozterkach, zdaje się być zachwycony niedostępnością opowiadanego świata, choć nie może abstrahować przy tym od wrażenia, że cała ta fikcja wydaje się zanadto teatralna, wyolbrzymiona.

Teatralność dobrze określa styl powieści oraz jej kompozycję z dwóch powodów. Po pierwsze, „Bez wyjścia” podzielone jest nie na rozdziały, a na akty – niby nic takiego, zwykła zamiana wyrazów, jednak wprowadza wrażenie sztuczności i umowności. Jak się z czasem okazuje, historia nie jest ciągła, potoczysta, dochodzi w niej niejako do nagłych zmian scenografii i kostiumów. Kolejne części powieści skupiają się na innych problemach i wyznaczane są przez bardziej spektakularne zdarzenia – na przykład śmierć. W momencie, gdy umiera bohater w pierwszym akcie, autorzy spuszczają symboliczną kurtynę – w kolejnej części śledzimy już inne zdarzenia, znajdujemy się w innym miejscu. Po drugie, w książce Dickensa i Collinsa dostrzec można znamienną dla sztuk widowiskowych narracyjną funkcję dialogów: rola narratora sprowadzona jest do przedstawiania postaci lub przestrzeni, w której dzieje się akcja, a o rozwoju zdarzeń dowiadujemy się właśnie z rozbuchanych i dramatycznych rozmów między bohaterami.

Dzieło czy dziełko?

„Bez wyjścia” czyta się przyjemnie, jednak trudno o tej książce powiedzieć coś więcej. Dickens i Collins nie stworzyli przejmującej czy intrygującej narracji: wiele w tej historii banału i oczywistości, łatwo też przewidzieć zakończenie. „Istnieje jedna z wielu form, w której przejawia się zwątpienie, najbardziej może pożałowania godna, a to wtedy, gdy przybiera pozory nadziei” – konstatuje narrator, przedstawiając przemyślenia jednego z bohaterów, Wildinga; pojawiają się w tej książce czasem tak błyskotliwe i ciekawe uwagi, choć więcej jest pozornych dylematów i powierzchownych spostrzeżeń. Wydawnictwo w opisie określa książkę mianem „dziełka” i wydaje się, że to najlepsze podsumowanie omawianej publikacji.

Za książkę dziękuję wydawnictwu MG

Komentarze

  1. przeczytałam całą, dobra książka, do przeczytania w dwa wieczory

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz