Przejdź do głównej zawartości

Cudactwa i wybryki? Dmitrij Mereżkowski „Leonardo da Vinci. Zmartwychwstanie bogów”

„Leonardo da Vinci. Zmartwychwstanie bogów” to książka specyficzna: jeżeli biograficzna, to w sposób wybiórczy, niedążący do kreślenia pełnego portretu wybitnego artysty i naukowca, tylko raczej opierająca się na konkretnych etapach życia, poszczególnych wydarzeniach. Więcej w tym wydawnictwie opowieści o tym, co naokoło autora „Mona Lisy”, niż o nim samym.

Dwa oblicza – zwrócone ku Chrystusowi i Antychrystusowi

Dmitrija Mereżkowskiego w postaci da Vinci interesuje nie tyle on sam, ile jego wykluczenie i osobliwość: choć twórca bez wątpienia cieszył się dużą popularnością również za życia, to nierzadko był nie do końca akceptowany, często marginalizowany. Na tym wykluczeniu skupia się rosyjski pisarz: oddając w recenzowanej powieści głos bohaterom, tka złożony obraz artysty – dziwaka, samotnika, idealisty, heretyka, marzyciela, myśliciela, naukowca, wegetarianina i wrażliwca. W tym osobliwym portrecie mieszają się różne perspektywy (czemu sprzyja wykorzystanie wielu form prozatorskich – niektóre fragmenty oparte są na relacji narratora wszechwiedzącego, inne poprowadzone są w pierwszej osobie liczby pojedynczej jako diariuszowe zapiski): prywatna z publiczną, artystyczna z codzienną, zawodowa z domową, religijna z ateistyczną. Raz czytamy o tym, jak cezar Borgia pisze w glejcie o „miłym nam Leonardzie da Vinci”, wobec którego rozkazał, by „przepuszczano [go] wszędzie swobodnie, (...) pozwalano oglądać [mu] wszystko, co zechce (...), aby udzielano mu pomocy, jakiej tylko zażąda”, by za chwilę dowiedzieć się, że da Vinci jest jak „Janus o dwóch obliczach – jedno [ma] zwrócone ku Chrystusowi, drugie ku Antychrystusowi”. Niektórzy określają go mianem „Mistrza”, spostrzegając, że „nie pozwala krzywdzić żadnej żywej istotny, nie daje nawet deptać roślin”, a „zabijanie zwierząt uważa za takie samo morderstwo jak zabijanie ludzi”, gdy ten sam fakt inni kontestują następująco: „On tego nie robi z dobroci. Lubi się wyróżniać cudactwami i wybrykami”. Już tutaj, na tych kilku przykładach, widać, jak rozchwiany jest obraz artysty.
 
Mereżowski, podobnie jak w „Michale Aniele”, dużo miejsca poświęca procesowi twórczemu, jednak nie interesuje go ani wartość wplątanych w narrację dzieł, ani ich recepcja. Przywołując konkretne tytuły i opisując prace nad obrazami lub wynalazkami, autor korzysta raczej z ich faktograficznego potencjału: jeżeli pisze o „Mona Lisie”, to tylko dlatego, że sportretowana kobieta była artyście „najbliższą istotą na świecie”; jeżeli przywołuje „Ostatnią wieczerzę”, to wyłącznie z tego powodu, że da Vinci poświęcił jej sporo czasu. Pisarza nie zajmuje interpretacja twórczości, daleki jest również od jej analizy – najważniejsza pozostaje dla niego sama postać, dążenie do układania zdarzeń w chronologicznym porządku. Wydawnictwo jednak „wyręcza” Mereżowskiego, dołączając do książki liczne reprodukcje. Oficyna robi to nieprzypadkowo, celowo, obrazując poszczególne ustępy tymi dziełami sztuki, do których się odwołują: fragment opisujący znajomość z Lisą Gherardini opatrzony jest „Mona Lisą”; tam, gdzie mowa o bardzo długiej pracy nad twarzą Chrystusa, pojawia się „Ostatnia wieczerza”; gdy przywołana jest księżna Beatrycze, pokazany jest jej portret autorstwa Ambrogio de Predisa. Słowem: choć sam autor nie stawia znaku równości między życiem a twórczością da Vinci, wydawnictwo robi to niejako za niego.

Jak już wspomniałem wcześniej, „Leonardo da Vinci. Zmartwychwstanie bogów” opiera się na relacjach: na podkreślaniu opinii tych osób, które miały z malarzem do czynienia. Wprawdzie należy pamiętać o tym, że książka jest powieścią biograficzną, a zatem ma charakter fikcjonalny, jednak wydaje się, że Mereżowski dobrze uchwycił fenomen artysty – jego niezależność, indywidualność, odrębność. To, co wysuwa się na pierwszy plan podczas lektury, to postrzeganie malarza jako dziwaka: litował się nad zwierzętami, nie jadł mięsa, marzył o lataniu oraz nie ulegał doktrynom głoszonym przez papiestwo, co dla wielu w tamtych czasach (choć chciałoby się złośliwie zapytać: czy w dużej mierze również nie dzisiaj?) było nie do pomyślenia. Jego wolnomyślicielstwo nie cieszyło się uznaniem, a niespotykana wrażliwość choćby na naturę, którą był na tyle zafascynowany, że spędzał „całe dnie w ogrodzie lub w sąsiednich laskach, przyglądając się budzącemu życiu roślin”, sprawiała, że uchodził za samotnika. Zamyślony, oświecony, przekonany o prymacie rozumu, afirmujący życie, a przy tym przerażony śmiercią – taki obraz twórcy maluje przed czytelnikiem Dmitrij Mereżowski.

Za książkę dziękuję wydawnictwu MG

Komentarze