
Maciej Woźniak, pisząc na Dwutygodniku o tomiku, trafnie zauważa, że (...) „Psalmy” urzekają swobodnym, luźnym tokiem narracji, z delikatnie odmierzanym rytmem fraz. Same „tematy” czy też „sensy” wierszy, aczkolwiek interesujące (radości i niepokoje w relacjach autorki z jej dzieckiem są całkiem inne niż w podręcznikach dla dobrych matek, a tuż obok mamy przymiarki do śmiertelności zapędzające się w, rzec by można, „biomistycyzm”), ustępują przed ich swoiście niezobowiązującą aurą (...). Do powyższego rozpoznania należy dorzucić wyraźne poczucie komfortu, w którym tkwi odbiorca. Przyswajając wiersze Fiedorczuk, nie odczuwa się powinności do żadnej interakcji czy polemiki, można w związku z tym śmiało pozostać wyłącznie na pozycji biernego czytelnika, poznającego nagrodzony prestiżową nagrodą tomik. Oczywiście trudno to wartościować, ale trzeba zdecydowanie podkreślić: Psalmy pozostawiają odbiorcę obojętnym, jakby – przyjmując na chwilę teatrologiczną terminologię – za czwartą ścianą. Jest to o tyle ciekawe, o ile często w krytycznych ujęciach recenzowanego tomu podkreślano jego ekologiczną polityczność. Rzeczywiście, kolejne wiersze poruszają kwestie natury i środowiska, ale są to refleksje lub spostrzeżenia dalekie od społecznego zaangażowania czy prób „werbowania” odbiorcy. Jeżeli podmiot liryczny wyraża zainteresowanie przyrodą, to na zasadzie zauważenia, że ludzko spóźnieni tęsknimy do zieleni albo sikorka przysiadła na parapecie jak wiadomość/ wygenerowana przez mgłę. Nie sposób w każdym razie traktować Psalmów jako poezji moralizującej, pouczającej czy zainteresowanej zabieraniem głosu w debacie ekologicznej (jak na przykład wiersze Jasia Kapeli). Czytając ostatnie wersy Psalmu XXXI (sikorka wsiąkła w niebo, zanim zdążyłam powiedzieć/ pamiętaj, zapamiętaj mnie –), przychodzi na myśl raczej – przywołana już kilkukrotnie – subtelna poezja Haliny Poświatowskiej, dla której charakterystyczne są prośby typu: liściu/ osłoń mnie zielenią czy wodo/ napój mnie (cytaty z wiersza Poświatowskiej).
Mówiąc o poetyce i problematyce Psalmów, dobrze przytoczyć Psalm I, w którym „ja” liryczne zauważa, że niektórych wierszy nie można już napisać/ niektórych nie dało się napisać wcześniej. Przedstawiona w tym utworze niemożność czy też niewyrażalność zjawisk lub rzeczy (powracająca zresztą wielokrotnie w tomie) przywołuje na myśl utwór Urszuli Kozioł Znowu nie napisałam z tomu Horrendum, w którym podmiot w podobnym tonie wyznaje: Znowu dziś zapomniałam napisać Don Kichota/ już przestaję rozumieć siebie/ jak mogłam do tego dopuścić. W obu tych wierszach podejmowana jest kwestia złudności i nieudolności języka oraz samej poezji, jednak w wypadku Kozioł istotną rolę odgrywają wszelkie nawiązania i kulturowe konotacje, które niesie ze sobą postać Don Kichota. Z kolei u Fiedoroczuk obraz poetycki dopełnia rozpacz z powodu dzieci/ utopionych dzieci, powieszonych dzieci, spalonych/ dzieci, zgładzonych dzieci, maskotek dzieci/ w rozbitym samolocie. Postać matki podnoszona jest także w pozostałych utworach, a sama kreacja prowadzona jest dość typowo. Mamy bowiem do czynienia z rodzicielką-opiekunką, świadomą różnych zagrożeń (w tym klimatycznych), pytającą w przypływie bezradności: w jakim języku mam do ciebie mówić, słońce,/ żebyś jutro wstało dla mojego dziecka.
Psalmy okazują się w związku z tym – za opinią Macieja Woźniaka – niezobowiązujące pod względem aury i klimatu, ale nie tylko. O ile w wierszach Fiedorczuk wybija wyraźnie proekologiczna świadomość i ogólna refleksja nad światem, przemijaniem oraz wszelką nietrwałością, o tyle nie sposób powiedzieć, że tomik prowokuje czy też wpływa na odbiorcę. Jeżeli mamy do czynienia z obserwacją zachwytu nad naturą i osaczenia łuną (...) bilbordów, to bez żadnych konsekwencji – podmiot może wiedzieć swoje, a czytelnik swoje. Nikt na nikogo nie wpływa, nikogo nie wzywa do odpowiedzi. Co więcej – odnoszę wrażenie, że wcale nie było takich intencji.
Takie połączenie brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuń