Przejdź do głównej zawartości

194. Andrzej Lipski "Czekając na przebudzenie"

Nie sądziłem, że to napiszę, ale w ostatecznym rozrachunku powieść przypadła mi do gustu. Początkowo – po lekturze kilkudziesięciu pierwszych stron – pomyślałem, że to nie jest pozycja, która mogłaby zrobić na mnie wrażenie, a jej liczne mankamenty z pewnością przysłonią to, co w niej dobre i ciekawe. Jednak, zagłębiając się w kolejne rozdziały, dałem się porwać. Całkowicie. 

Malcolm, główny bohater, wiedzie życie na pozór spokojne, realizując się jako ceniony nauczyciel historii. Pewnego dnia, po dwudziestu latach milczenia, postanawia nawiązać kontakt z ojcem. Bierze urlop, powołując się na nagłą śmierć rodziciela. Gdy dociera do niewielkiej górskiej miejscowości, w której mieszka dawno niewidziany ojciec, okazuje się, że ten, faktycznie nie żyje – zginął w wypadku, który miał miejsce w dniu przybycia Malcoma do miasta. Bohater, w oczach mieszkańców i stróży prawa, staje się głównym podejrzanym, a on sam – na przekór wielu osobom – próbuje rozszyfrować przeszłość zmarłego. 

Czekając na przebudzenie to książka, która pod wieloma względami kuluje. Co ciekawe – są to te elementy świata wykreowanego, o których najczęściej się wspomina, zastanawiając się nad tym, co jest zmorą słabych powieści. Mowa – zaczynając od zewnątrz, od najbardziej powierzchownego mankamentu – między innymi o tytule, który stanowi nie tylko pretensjonalne potraktowanie istoty pozycji, ale przede wszystkim tandetne, pseudofilozoficzną i wyświechtaną metaforę. Idąc tym tropem, również sama fabuła – przynajmniej w pierwszych fazach rozwoju – boryka się z tym problemem. Główny bohater, Malcolm, postanawia odnaleźć ojca, poczynając w kierunku tego planu pierwsze kroki w dniu, w którym ten ginie. Brzmi interesująco? Nie. Punkt zaczepienia akcji lichy, nieco naiwny, jednak – zgodnie z tym, w co czytelnik zostaje następnie wciągnięty – nie najgorszy. Dalsze losy bohatera, choć frapujące, rzetelnie odzwierciedlają wymowę tytułu – Malcolm powoli odkrywa przeszłość, a na końcu dochodzi do wniosków i prawd, za których sprawą odmienia swoje życie – przebudzając się. I choć czytelnika zżytego z postacią przemiana cieszy, to nie sposób ukryć, że jej owoce – jakże istotne dla głównego bohatera – są niesamowicie oczywiste – żeby nie powiedzieć tandetne. 

Powieść oparta jest na sprawdzonych filarach. Mamy do czynienia nie tylko z postacią, która w trakcie akcji przechodzi przemianę, ale również z tymi zjawiskami tudzież rozwiązaniami, które są znamienne dla thrillerów. Bohater wyrusza do obcego, małego, dziwnego, miasta, próbuje rozwikłać nie tylko tajemniczą śmierć, ale również niejasną przeszłość, w związku z czym spotyka się z oporem ludności, na czele z lokalnym stróżem prawa. Ponadto, samotnie zamieszkuje w leśnym, położonym daleko od miasta, domku, w którym dochodzi do enigmatycznych sytuacji – pojawia się włamywacz, a niedaleko rozgrywają się wydarzenia, które – według bohatera – stanowią przykład zjawisk paranormalnych. Mają miejsca także pościgi, próby zepchnięcia samochodu w przepaść, sztampowe wręcz porwania i przetrzymywania, a także – co spotkało się z moim zdziwieniem i swoistym rozbawieniem – naiwna sytuacja, w której bohater zostaje przywiązany do krzesła, a następnie pozostawiony w budynku, który, za sprawą detonacji, niedługo zniknie z powierzchni ziemi. Co więcej, następuje wsteczne odliczanie, a także – co najzabawniejsze – ryzykowne odłączanie przewodów, które – w ostatnich sekundach – ratuje bohaterowi życie. Podobnymi zagrywkami fabularnymi naszpikowana jest cała powieść, co sprawia, że czytelnik odbiera ją z przymrużeniem oka, a jej rozwój przebiega w sposób jakże oczywisty – przynajmniej dla tego odbiorcy, który choć trochę oczytany jest w tym gatunku. 

Bohaterowie Lipskiego to postacie nieszczególne, pozbawione cech, które mogłyby dawać o nich świadectwo. Autor kreuje postacie nijakie, względnie mało ciekawe. Dzieli je na dobrych i złych; ściganych i ścigających; winnych i niewinnych. Nie reprezentują one żadnych stanowisk, kieruje nimi wyłącznie określony cel: stróż prawa chce wyjaśnić sprawy tajemniczych śmierci, Malcolm poznać przeszłość, a morderca osiągnąć upragnione przez siebie korzyści. Jednak, w zalewie powyższych schematyczności, Andrzej Lipski naznacza dwie postacie wspólną cechą, na której w pewnym momencie opiera rozwój wydarzeń – tajemniczą umiejętnością przewidywania, niezawodnością przeczucia, zgadywania. Lucy – nastoletnia bohaterka – oraz Malcolm – bo o nich mowa – zostają w pewnym sensie sparowani, a ich ostateczne losy stanowią istotę powieści. 

Mimo wielu mankamentów, o których powyżej, Czekając na przebudzenie to książka, którą czyta się w zafascynowaniu, w zaintrygowaniu – na raz. To powieść pod względem strukturalnym prosta i momentami naiwna, jednak – za sprawą frapujących, choć niekiedy nieporadnie poprowadzonych, wydarzeń – interesująca. Z całą pewnością można by wyłuskać z niej więcej, uczynić pozycją wolną od tak podstawowych niedociągnięć i błędów, poświęcając jej odrobinę uwagi – skupiając się na formie, budowie. To książka, z której można wycisnąć jeszcze więcej; sprawić, by całkowicie porwała czytelnika. Potencjał bowiem ma – gorzej z wykonaniem. 

3/6

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

Komentarze

  1. Szkoda, że potencjał nie został do końca wykorzystany. Może jakiś dobry redaktor by pomógł...

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka nie dla mnie. Nie zaciekawił mnie bynajmniej po przeczytaniu Twojej recenzji. Możliwe jest, że to z powodu, że jak dotąd nie spotkałam się z piórem autora.


    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie,
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz