Przejdź do głównej zawartości

390. Zakurzone miasto. Newton Booth Tarkington „Wspaniałość Ambersonów”

Historia o Ambersonach to odwrócona opowieść o szekspirowskich losach Romeo i Julii. W obu utworach mamy do czynienia ze zwaśnionymi rodzinami, wspaniałymi miastami oraz zakochanymi bohaterami. W dziele Tarkingtona dochodzi jednak do przestawienia ról: to dzieci stają na przeszkodzie dorosłym. 

Nie jeden, a dwa

Muszę zacząć od komunału: jaka to piękna i wciągająca opowieść!  Wspaniałość Ambersonów zachwyca czytelnika wieloma rzeczami, jednak wydaje się, że najważniejszą kwestią dla recepcji recenzowanego dzieła jest jego klasycyzujący charakter. Dostajemy bowiem, jako odbiorcy, niemal wszystko, czego moglibyśmy oczekiwać, sięgając po „tradycyjną” powieść: stary, bogaty ród (nawet dwa!), szczegółowo opisaną, dokładnie oddaną przestrzeń (i to w dwóch odcieniach: za czasów świetności i w trakcie upadku), uniwersalny problem (i to nie jeden; Tarkington przedstawia bohaterów uwikłanych w wiele niełatwych sytuacji – między innymi w zakazaną miłość, utratę majątku, zbyt prędko zmieniający się świat, śmierć bliskich) oraz obraz następujących po sobie pokoleń. Wszystko to, spotęgowane wyraźnym docenieniem detalu oraz snuciem powolnej, anegdotycznej, choć nieodbiegającej od głównej osi wydarzeń, narracji, sprawia, że odnosi się wrażenie, że książka Tarkingtona jest po prostu pełna, skończona – na każdej płaszczyźnie. To taka literatura, którą się po prostu lubi czytać – ze względu na ciekawą, nieco nierealną dziś, fabułę, uniwersalne rozterki oraz dość bezpieczną, sprawdzoną formę.

Opowieść o rodzie

Wspaniałość Ambersonów korzysta w dużej mierze z możliwości, jakie przynosi opowieść o dziejach rodu. Choć nie zawsze takie sposobności (swoistej quasi-sagi) są przez pisarzy umiejętnie wykorzystywane (przez liczne wymogi, choćby konieczność ekonomicznego przedstawiania losów bohaterów, umiejętność przeskakiwania z pokolenia w pokolenie, z dekady w dekadę oraz zdolność wiarygodnego ukazywania upływu czasu), to Tarkington radzi sobie z tą konwencją wyśmienicie – wszystko, co pojawia się w jego powieści, ma swoje uzasadnienie, a wynikowość wydarzeń oraz zmiany, jakie zachodzą w bohaterach i przedstawionym świecie, ukazane są na tyle lekko i naturalnie, że nie sposób nie „popłynąć” wraz z opowieścią.  

Wspaniałość Ambersonów  została napisana na tyle sprawnie, że czytelnik podczas lektury nie tylko nie  odczuwa znużenia, ale pozostaje we frapującym poczuciu niepewności (co do losów postaci) i silnego zaintrygowania. Jest to o tyle ciekawe, o ile pod względem fabularnym nie dzieje się w książce za wiele – obserwujemy losy kilku postaci, w tym młodego, aroganckiego, rozpieszczonego mężczyzny, który nie może pogodzić się z tym, że nie każdy zachowuje się zgodnie z jego oczekiwaniami. Siłą napędową powieści staje się w związku z tym sam upływ czasu, dojrzewanie i dorastanie bohatera, a także proces pogłębiania się zarówno stosunków między postaciami, jak i napiętych relacji ze zbyt szybko przeobrażającym się światem. Ten dualny portret, ukazujący z jednej strony pojedyncze, bolesne upadki, a z drugiej kres dawnego porządku, determinuje przez całą lekturę nastawienie czytelnika, wprawiając go w swoiste zakłopotanie: choć rodząca się rzeczywistość okazuje się dla niego ewidentnie znajoma (wszak to początek naszych realiów, czyli zindustrializowanego, miejskiego świata), to „dawny” ład jawi się nie tylko w sentymentalnym wyobrażeniu jako idealny, ale także bezpieczny. Gdy w rzeczywistości fabryk i klasy robotniczej nic nie jest ani trwałe, ani jednoznaczne, bo wszystko zmienia się bardzo szybko, z dnia na dzień (co Trakington świetnie ukazuje na przykładzie wzrastającej popularności automobili), niegdysiejszy porządek wydaje się hierarchiczny, jasny i klarowny.

Zakurzone miasto

Tarkington znalazł sposób na głębsze, bardziej wymowne niż jednoznaczny opis, przedstawienie klęski postaci w spektakularnym obrazie upadku miasta – degradacji tego, co dotąd uważano za świętość i piękno, co przez dekady darzono szacunkiem i uznaniem. Mowa nie tylko o tytułowej wspaniałości Ambersonów, czyli o ich majątku, prestiżu i społecznym znaczeniu, ale także o samej – powiedzmy – urbanistycznej przestrzeni miasta. Im bardziej pogłębia się psychiczne załamanie matki głównego bohatera oraz im wyraźniej relacje między postaciami stają się napięte i wrogie, tym szybciej miejscowość popada w ruinę i biedę. Czas, w którym rozgrywają się wydarzenia, sprzyja temu obrazowi: następujący rozwój cywilizacyjny, wzrastająca popularność samochodów, bogacenie się społeczności idą w parze ze zmierzchem świetności rodu Ambersonów. Ta dychotomia – jednoczesne wzrastanie w bogactwie ogółu i popadanie w nędzę onegdaj wpywowych bohaterów – choć wydaje się prostym zabiegiem literackim, ostatecznie okazuje się nie tylko wymowna, ale również bardzo plastyczna. Tarkington obrazowo i niekiedy  poetycko opisuje proces odchodzenia dawnego świata, a znakiem tego zjawiska czyni znikanie miasta w oparach sadzy. Budynki, niegdyś białe, podziwiane nie tylko przez mieszkańców, ale również turystów, przemieniając się w opustoszałe, stają się coraz bardziej brudne i niezauważane – tak jak w Wymazanym Michała Witkowskiego, gdzie tytułowe miasto było na tyle nijakie i nieszczególne, że nikt go nie zauważał, nikt się nie przejmował ani jego losami, ani jego mieszkańcami. We Wspaniałości Ambersonów jest bardzo podobnie – dynamicznie zmieniająca się rzeczywistość bezlitośnie wypiera i neguje dawne zasady oraz realia, za którymi nikt – oczywiście poza samymi zainteresowaniami, czyli tytułowym rodem – nie tęskni. Ci, którzy za czasów świetności cieszyli się uznaniem, okazują się nagle zupełnie nieważni, a ich życie, niegdyś tak wnikliwie opisywane w kronikach towarzyskich i komentowane, staje się zwyczajne, absolutnie nieinteresujące.

     „(...) teraz całe miasto przypominało ciało wielkiego, brudnego człowieka, obdartego ze skóry, by można było przyjrzeć się ciężko pracującemu wnętrzu, choć wciąż noszącego kilka barbarzyńskich ozdób”.

Wspaniałość Ambersonów nie proponuje żadnych moralnych czy historycznych rozstrzygnięć, stroni także od wartościowania – zarówno nowej, „fabrycznej” rzeczywistości, jak i zachowań bohaterów. Choć książka mogłaby niebezpiecznie skręcić w stronę umoralniającego czytadła, starającego się zobrazować oczywiste prawdy, to Tarkington pozostaje daleko od banału i zbędnego patosu. Stawia nie tyle na portret grupy postaci, które mniej lub bardziej umiejętnie radzą sobie z upływem czasu, ile na ukazanie kadru z przeszłości – momentu, w którym dochodzi do przełomu, nagłego zwrotu, przedefiniowania się pojęć. To, co wydaje się trwałe i niezmienne, nierzadko okazuje się umowne i czasowe – tak jak tytułowa wspaniałość Ambersonów. Z tym spostrzeżeniem – jakkolwiek znanym i oczywistym, jednak bardzo ciekawie w powieści przedstawionym – autor zostawia czytelników.


5/6

Za książkę serdecznie  dziękuję Wydawnictwu MG.

Komentarze