Przejdź do głównej zawartości

356. Fair play. James Montague „Klub miliarderów. Jak bogacze ukradli nam piłkę nożną”

Dobiegło końca jedno z najważniejszych wydarzeń w piłkarskim świecie. Mowa oczywiście o Mistrzostwach Świata. Gdy kolejne zespoły rywalizowały ze sobą, a stadiony wypełniały się kibicami, warto było zastanowić się nad tym, w czym tak naprawdę wszyscy uczestniczymy. Uogólniam, bo nie sposób nie dostrzec, że wszyscy, niezależnie od poziomu zaangażowania, śledzimy każdy mundial. To, co kiedyś było wyłącznie sportową rozrywką, dziś jest wielką marketingową machiną, za którą stoją nie tylko spece od reklamy i duże pieniądze, ale także – jak się okazuje – nieczyste interesy.

Klub miliarderów. Jak bogacze ukradli nam piłkę nożną to reportaż, który bardzo przejrzyście ukazuje proces przemiany piłki nożnej na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. James Montague zajmuje się wieloma stronami tego zatrważającego procesu, skupiając się jednak na kilku najważniejszych aspektach, poziomach podejmowanego problemu – powiązaniami z majętnymi postaciami lub firmami (których finansowanie pozwala wywindować różne drużyny na szczyt tabel, a których fortuny nie zawsze pochodzą w pełni legalnego interesu), relacjami z polityką i politykami oraz wieloma nieoczywistymi zjawiskami z kuluarów świata piłki nożnej.

Na początku muszę zaznaczyć, że ta książka w żaden sposób nie jest doraźną czy chwilowo aktualną pozycją. Można by tak pomyśleć, bo Klub miliarderów, podobnie jak wiele innych tytułów, miał swoją premierę w okresie Mistrzostw Świata, a więc czasu, kiedy na półkach w księgarniach pojawia się wiele pisanych akurat na ten moment rzeczy – sportowych przeglądów, wątpliwych biografii czy „szokujących” dokumentów. Ta książka jednak, co należy podkreślić, jest absolutnie odrębna, a jej wartość poznawcza – jako reportażu – wykracza znacznie poza chwilową, przymundialową lekturę. James Montague dokonuje bowiem pracy bardzo wnikliwej i szerokiej, z jednej strony drążącej świat piłki nożnej, zajmując się różnego rodzaju przekrętami, niejasnościami czy niedopowiedzeniami, a z drugiej strony przybliżającej czytelnikowi szereg powiązań z biznesami, polityką czy historią. I tak, czytając, obserwujemy przygotowania do zmagań sportowych, rywalizację między zespołami, fanowskie zainteresowanie, lokalne (bo mowa nie tylko o tych dużych, światowych drużynach) poruszenie, które idą w parze z decyzjami stricte politycznymi. Mówiąc o wpływie wschodnich oligarchów na świat futbolu, finansowaniu różnych drużyn i wydarzeń, autor zadaje pytania o zasadność uczestnictwa w różnych rozgrywkach, służących – jak na przykład tegoroczne Mistrzostwa Świata w Rosji – między innymi ociepleniu wizerunku tych, którzy odegrali znaczącą rolę w zniszczeniu ważnych dla nas wolności albo nawet w doprowadzeniu upadku całych państw (s. 64). Dalsze pytania równie dobrze naświetlają przedstawiany problem: Czy powinniśmy oglądać reklamy Gazopromu podczas emisji meczów Ligi Mistrzów, w sytuacji, gdy rosyjski gaz używany jest jako narzędzie prowadzenia wojny? Lub ekscytować się ruchami transferowymi w Chelsea, wiedząc, że płaci za nie jeden z najbardziej zaufanych oligarchów Putina? Czy mamy nie zwracać uwagi na rolę, jaką niektórzy z najbogatszych właścicieli klubów piłkarskich na świecie odegrali w zneutralizowaniu rosyjskiej prasy: osłabiając dziennikarstwo śledcze lub tłamsząc raczkujące społeczeństwo obywatelskie w swoim kraju? (s. 64). Kilka ustępów dalej Montague udowadnia, w jaki sposób piłka nożna stała się nierozerwalnie powiązana ze sposobami utrzymania władzy i wpływów, a wizerunki piłkarzy czy drużyn stanowią produkty rozrywkowe, które autor porównuje do studiów filmowych, wypuszczających niekończące się serie odcinków sezon po sezonie (s. 75).

Jak pisałem wcześniej, recenzowany reportaż przedstawia poruszany problem naprawdę szeroko, co widać głównie po rozległości tematycznej. James Montague pisze nie tylko o moralnie wątpliwym finansowaniu, tytułowej „kradzieży” piłki nożnej, ale próbuje doszukać się powodów i powiązań, które wyjaśniałyby zainteresowanie bogaczy (bo mowa nie tylko o rosyjskich oligarchiach, ale również biznesmenach ze Stanów Zjednoczonych czy Azji) sportem, który jeszcze w XX wieku przypisany był klasie robotniczej. Dzięki tym poszukiwaniom autor ukazuje różne schematy działań, niekiedy – jak w cytowanym wcześniej fragmencie – związanych z pijarem, próbą ocieplenia wizerunku, innym razem z walką o wpływy (także polityczne), a jeszcze innym o duże pieniądze. Powodów zainteresowania futbolem jest jednak znacznie więcej, co przez całą książkę udowadnia Montague, a co przeczy wszystkiemu temu, w co wierzymy (a może chcemy wierzyć?), oglądając piłkarskie rywalizacje. Szymborska w wierszu Schyłek wieku pisała, że Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka / dobrego i silnego, / ale dobry i silny / to ciągle jeszcze dwóch ludzi i to spostrzeżenie wydało mi się kluczowe – choć może wydawać się to dziwne – podczas lektury Klubu miliarderów. Sport, w którego kontekście mówi się tyle o zdrowej rywalizacji, zasadach fair play, który promuje prawdziwe gwiazdy i przynosi niewyobrażalne zyski, który gromadzi na stadionach i przed telewizorami całe rodziny, w istocie okazuje się nierzadko przesiąknięty brudną polityką, przekrętami i walką o wpływy. Należy o tym pamiętać, śledząc z wypiekami zmagania o awans w tabeli.


5/6

Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak.

Komentarze